EN

23.06.2022, 10:31 Wersja do druku

Jago w gondoli w szarży na skały

„Otello" Williama Szekspira w reż. Oskarasa Koršunovasa z Vilnius City Theatre na V festiwalu Open The Door w Katowicach. Pisze Tomasz Domagała na swoim blogu, w oficjalnym dzienniku festiwalowym NA OŚCIEŻ!.

fot. Dawid Linkowski/mat. teatru

Dramat Otella podzielony jest na dwie wyraźne części, niepokrywające się jednak z częściami spektaklu. Jesteśmy oto w zagrożonej morskim atakiem Turków Wenecji, która organizuje właśnie obronę, skupiając swoje wojska wokół wodza armii, tytułowego Otella. W międzyczasie wybucha dotyczący jego prywatnego życia skandal. Okazuje się, że czarnoskóry Otello potajemnie ożenił się z piękną Desdemoną, córką szlachcica weneckiego Brabancja, co w świetle tradycji i zwyczajów weneckich było mezaliansem bez precedensu. Doża wenecki łagodzi konflikt między swoim wodzem a ojcem jego małżonki, bo potrzebuje go do brony swego księstwa. Turcy tracą flotę, Otello wykazuje się bohaterstwem, ruszyć go więc oficjalnie nie można. W pewnym sensie wygrywa. I tu następuje etap drugi tej historii, a do gry wkracza znów nienawidzący go jego podwładny, Jago, doprowadzając w końcu Otella do tragedii. Najpierw zręcznie manipulując faktami i ludźmi, zasiewa w jego umyśle wątpliwość co do wierności Desdemony, po czym – wykorzystując jego chorobliwą zazdrość – doprowadza go do szaleństwa, którego ostatnim akordem będzie zbrodnia dokonana na niewinnej żonie.

Korsunovas zaskakuje od razu propozycją obsadową. Otella w jego spektaklu gra bowiem litewska aktorka pochodzenia afrykańskiego. Z takiej zaś perspektywy szekspirowska opowieść robi się od razu dużo bardziej skomplikowana. Po pierwsze, relacja Otella i Desdemony staje się nieheteronormatywna, po drugie pozycja Otella w armii weneckiej wprowadza do spektaklu temat kobiety dowodzącej mężczyznami, do tego lesbijki, co w prostym, żołnierskim świecie jeszcze długo stanowić będzie odrębny problem. Po trzecie wreszcie łączy te wszystkie kręgi wykluczenia z obecnym u Szekspira problemem rasizmu, zwizualizowanym przez Koršunovasa poprzez użycie powierzchowności konkretnej aktorki. Bardzo dużo grzybków w barszcz, pytanie tylko, czy da się taką zupę normalnie strawić. W moim pojęciu niestety nie. Otello jest kobietą, ale jej nie gra. Mówi po litewsku językiem męskich końcówek – czyżby więc zamysł był taki, że Otello to mężczyzna z kobiecą duszą? Jak to odróżnić, kiedy seks (subtelnie i pięknie pokazany) uprawiają dwie kobiety, jak to oddzielić? Osobiście widziałem na scenie dwie kochające się kobiety, lesbijki, które w patriarchalnym świecie są ze sobą na dobre i złe, walczą o siebie, przeciwstawiają się stereotypom. Nie widział tego jednak reżyser, uporczywie opowiadając o małżeństwie mężczyzny z kobiecą duszą, który pod wpływem podatności na manipulacje zaczyna widzieć to, czego nie ma, ulegać temu i po męsku masakrować wszystko, co udało mu się zbudować i co kocha. Na tym polega główny fałsz tego spektaklu. Inne są tylko jego pochodną, za przykład zaś niech posłuży kwestia reakcji reszty na Otella i jego żonę. Narodowo-kibicowsko potraktowani męscy bohaterowie tragedii (dresy i sceny ćwiczeń parawojskowych) z Jagonem na czele robią świństwa z powodu braku awansu czy zawiści o kolegę, totalnie nie zauważając homoseksualnej relacji swojego znienawidzonego wodza i jego dziewczyny, w której nieszczęśliwie kocha się Rodrygo. Od razu cała moja jaźń się buntuje: jak to? Kolesie, którzy z zakazu pedałowania i nawracania lesb gwałtami zrobili sobie sztandar, nie zauważają, że na scenie całują się dwie kobiety? I co – i nic? Rodrigo nie wie, że kocha się w lesbijce? Coraz więcej pytań, coraz mniej odpowiedzi. Kobieta wodzem i wszyscy jej tak po prostu słuchają, nie komentują na boku faktu, że jest gorsza od mężczyzny, że zniewieściały homoseksualny – jak mi się sugeruje – doża opiera swoją władzę na kobiecie, i to na lesbijce? Może to zgodne z naprawdę słabo wymyśloną i przeprowadzoną papierową koncepcją reżysera, ale z rzeczywistością niestety zupełnie nie.

fot. Dawidd Linkowski fb org

O dziwo, choć tyle tu nieścisłości i przekłamań, spektakl jako opowieść ogląda się jednak znakomicie. A wszystko to za sprawą znakomitych aktorek i aktorów. Grają wspaniale i wreszcie nauczyli się jeździć na szpulach (kilkanaście miesięcy temu, w Gdańsku, mieli z tym duże problemy), w związku z czym spektakl ma odpowiedni rytm i potoczystość. Epizody wygrane są znakomicie, czego przykładem świetnie zaimprowizowana z polskim tłumaczeniem szekspirowskich kwestii rozmowa Brabancja i Rodryga. Na scenie króluje młodość i brawura, choć nie w przypadku Otella. Oneida Kunsunga-Vildžiūnienė gra swoją rolę poważnie, rzeczywiście po męsku. Jest władcza, ale pełna empatii. Gdy jednak ostry męski pierwiastek zaczyna w niej dominować i przejmować nad nią kontrolę, robi się naprawdę ciekawie. Aktorka naprawdę przejmująco gra finał, czyli rozpoznanie, że sekunda braku kontroli kosztować ją będzie całe jej szczęście, całe życie. Nie działa to wszystko jednak tak, jak powinno, bo rozum już dawno pogubił się w fałszywych tropach, sprowadzony na manowce, na które wyprowadza nas reżyser, chcąc nadążyć za modą absorbujących współcześnie tematów. Szkoda.

Zabiorę ze sobą z Katowic miniscenkę, która w sekundzie przypomniała mi, z jakim tytanem teatru mam do czynienia. Oto bohaterowie tworzą ze szpul gondolę, na której przedzie znajduje się w roli osobliwej ozdoby postać Błazenka/Jokera, symbolizująca tu według mnie czyste, bezinteresowne zło. W tyle łodzi, jak to w Wenecji, znajduje się Jago/Gondolier, sterujący całą tą intrygą, reszta zaś bohaterów mechanicznie mu w tej podróży pomaga. Śmierć, karnawał wenecki, Tomasz Mann, nienawiść, Niemcy – wszystko się w tej metaforze zmieściło. Minuta wielkiego teatru!

Tytuł oryginalny

Jago w gondoli w szarży na skały – o Otellu Oskarasa Koršunovasa z wileńskiego OKT

Źródło:

DOMALAŁAsięKULTURY
Link do źródła

Autor:

Tomasz Domagała

Data publikacji oryginału:

20.06.2022