Skrzydelski: Chłopaki płaczą?
Moroz: Nie wiem, jak wygląda statystyka męskich szlochów, ale Michał Buszewicz i jego zespół próbują przekonać nas, że czasem powinniśmy zapłakać. I to nie tylko po to, aby złapać równowagę psychiczną, lecz przede wszystkim żeby podkreślić, że to właśnie mężczyźni płaczą za rzadko, bo im nie wolno.
Skrzydelski: „Chłopaki płaczą” na małej scenie warszawskiego Dramatycznego to „feministyczny teatr dla mężczyzn”. Przynajmniej tak twierdzą zamieszani w ten spektakl.
Moroz: To propozycja terapii, w której tłumione męskie emocje mają się ujawnić i – potencjalnie – dokonać w nas oczyszczenia. W związku z tym reżyser i jego sześciu aktorów prowokują sytuację typowego spotkania w męskiej szatni. Ale nie, nie piłkarskiej. Tym razem to szatnia miejskiego basenu.
Skrzydelski: Od słowa do słowa zawiązuje się prowizoryczna wspólnota męskich doświadczeń i przeżyć. Często niewypowiedzianych.