EN

31.10.2022, 11:28 Wersja do druku

Franek, nie Jasiek

„Bliskie ballady i dalekie romanse” wg Adama Mickiewicza w reż. Anny Wieczorek, Marty Wiśniewskiej i Jakuba Tabisza w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu. Pisze Kamil Bujny w portalu Teatrologia.info.

fot. Justyna Żądło / mat. teatru

Bliskie ballady i dalekie romanse to kolejny spektakl dokumentalny w ramach projektu Teatr na faktach realizowanego w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu, który staje się pochwałą opowieści i opowiadania. Tak jak w przedstawieniu Historja Doroty Bator, gdzie czynność snucia narracji ukazano jako jedną z najwspanialszych i najważniejszych umiejętności człowieka, tak w prezentacji Anny Wieczorek, Marty Wiśniewskiej i Jakuba Tabisza ponownie została ona znacząco dowartościowana. To zresztą ciekawe, jak twórcy interpretują ballady Mickiewicza, niejako tłumacząc nimi sens swojej pracy – to, z czego przede wszystkim czerpała romantyczna ballada, jest też przecież punktem wyjścia dla teatru dokumentalnego; historie mówione, indywidualne przeżycia, subiektywne odczucia są głównym obszarem zainteresowań trójki reżyserów.

Pomysł na przedstawienie był całkiem prosty: stworzenie współczesnych wersji mickiewiczowskich ballad poprzez znalezienie dla nich nowych bohaterów. Nie chodziło jednak o to, by modyfikować przekaz romantycznych utworów, lecz o to, by nadać im mniej oczywiste, a bardziej dzisiejsze, znaczenie. Założycielskie dla tego pomysłu wydaje się przy tym przekonanie, że to, co autor Dziadów opisał przed dwustu laty (w tym roku obchodzimy okrągłą rocznicę wydania Ballad i romansów), nadal pozostaje aktualne. Twórcom udało się poprzez rozmowy z mieszkańcami kilku województw zebrać materiał dokumentalny, który posłużył do przygotowania scenariusza. Wciąż – mimo pracy metodą verbatim – jako kontekst zachowywali treść ballad, tak, by prawdziwe historie korespondowały z fantastycznymi utworami wieszcza. Dzięki temu jako widzowie otrzymujemy bardzo spójną opowieść, z jednej strony dziejącą się tu i teraz, gdzieś w Polsce, na jakiejś wsi lub w małym miasteczku, a z drugiej w wyobraźni poety, w czasowym zawieszeniu, gdzie zmarli mogą wpływać na losy żywych.

Na Bliskie ballady i dalekie romanse składają się cztery pomniejsze historie, które poprowadzone są w taki sposób, że zdają się z siebie wynikać; nie ma tu przerw czy czasowych ram, jest za to – jak w codziennej rozmowie, żywej mowie – ciągłość. Na scenie widzimy trójkę aktorów (Annę Nowak, Katarzynę Górską, Mateusza Zilberta), którzy niby wcielają się w poszczególne postaci, wchodzą w interakcje między sobą, jednak bliżej im – między innymi przez wykonywanie ludowych pieśni – do pieśniarzy, raczących słuchacza mniej lub bardziej niesamowitymi opowieściami. W przedstawieniu dotyczą one przede wszystkim kontaktu z naturą i prostego, wiejskiego życia, któremu – wbrew pozorom – daleko do idylli. To nie jest kraina fantastycznych zdarzeń i uniwersalnych dylematów, lecz rzeczywistość mniej złożona, choć wymagająca od człowieka dramatycznych wyborów. Na prezentowany na scenie świat składają się przekazywane z pokolenia na pokolenia wierzenia i klechdy oraz spisane przez twórców niefikcjonalne historie poznanych przez nich ludzi. Reżyserzy w zaskakujący sposób wykorzystują zebrane przez siebie wywiady, nadając im kulturowe odniesienia.

Ciekawa pod tym względem wydaje się na przykład interpretacja Romantyczności: wprawdzie w przedstawieniu ballada wciąż dotyczy miłości wiejskiej dziewczyny do mężczyzny (z tym że mowa o Franku, nie Jasieńku) i reakcji na tę miłość jej otoczenia, jednak mężczyzną nie jest nieżyjący kochanek, a przemocowiec i alkoholik. Wpisanie opowieści o nieszczęśliwej miłości w ramy ballady sprawia, że jako widzowie zupełnie inaczej postrzegamy bohaterkę Mickiewicza: w Bliskich balladach i dalekich romansach nie jest ona ucieleśnieniem ludowych fascynacji poety, lecz przykładem ofiary męża i patriarchatu; jej obojętność na rady i uwagi innych („Słuchaj, dzieweczko! / – Ona nie słucha”) to wyraz nie żałoby i oddania się życiu wewnętrznemu, lecz niemożności wyjścia z patologicznej relacji. Samo bezgraniczne zaufanie i zapatrzenie w ukochanego („Czego się boję mego Jasieńka?”) staje się zaś źródłem jej nieszczęścia – wiara w dobre intencje Franka uniemożliwia podjęcie decyzji o odejściu.

Podczas gdy Romantyczność próbuje odpowiedzieć między innymi na pytanie o to, czy można kochać kogoś tak samo mocno po śmierci, jak za życia, tak spektakl Wiśniewskiej, Wieczorek i Tabisza przekierowuje to pytanie w inną stronę – twórcy zmuszają widza do zastanowienia się nad tym, gdzie powinna kończyć się romantyczność i miłość; ballady to pochwała indywidualności, ludowości i tego, co subiektywne, a wrocławskie przedstawienie wszystko to zdaje się obwiniać o dramat kobiety: jej cierpienie powinno być wspólną sprawą nas wszystkich (wszak stanowi pokłosie pewnego sposobu funkcjonowania społeczeństwa), a ludowość, kojarzona tu z wiejskim systemem wartości, tradycyjnie narzuca wyższość mężczyzny nad kobietą. Nie twierdzę, że spektakl stanowi krytykę polskiego społeczeństwa i próbuje w jakiś sposób wymuszać na nim zmiany, lecz zwracam uwagę na to, jak sprawnie wykorzystano bohaterów Mickiewicza do opowiadania o innych, niepodejmowanych przecież w balladach, problemach.

Właśnie Romantyczność zwraca najbardziej uwagę widza i to przede wszystkim z myślą o nowym odczytaniu tego utworu wychodzi się z Sali Teatru Laboratorium. Nie oznacza to przy tym, że dokumentalne interpretacje pozostałych wierszy: ballad Świteź i Lilije oraz romansu Dudarz, nie są ciekawe. Dotyczą one jednak mniej uniwersalnych kwestii i wynikają z indywidualnych doświadczeń, co sprawia, że prezentowane historie – choćby o walce w oddziałach partyzanckich czy popełnionych zdradach – rozmywają się, istnieją tylko na czas opowiadania. Nie ma w tym rzecz jasna nic złego, wszak to cecha kultury oralnej, a stanowi ona, w takim samym stopniu, co Ballady i romanse, istotny kontekst dla przedstawienia. Zafascynowanie ustnym przekazem słychać na przykład w sposobie mówienia postaci – uwzględnia on przyzwyczajenia językowe osób, z którymi rozmawiali twórcy. Wszystkie „no to” i „i wtedy” na początku zdań oraz „nie?” na ich końcu świadczą o pochwale mówionych historii.

Bliskie ballady i dalekie romanse to bardzo intymny i oszczędny spektakl, przypominający, że społeczne mechanizmy i prawdy opisane przez Mickiewicza wciąż pozostają aktualne. Zestawienie wydanych w 1822 roku ballad z ich dzisiejszymi realizacjami wypada naprawdę dobrze, choć nie sposób powiedzieć, że ten adaptacyjny zabieg przynosi jakieś nowe rozpoznania; to próba nie tyle reinterpretacji, przewartościowania czy zupełnie odrębnego odczytania kanonicznych tekstów, ile podkreślenia, że w dużej mierze wciąż można za ich pomocą opisywać ludzkie przeżycia. Fantastycznie to niełatwe zadanie – bo z jednej strony związane z interpretowaniem wszystkim dobrze znanych dzieł, a z drugiej opowiadaniem prawdziwych, bardzo osobistych historii realnie istniejących ludzi – wykonują aktorzy. Widać, że są naprawdę zaangażowani w to, co robią oraz że rozumieją zarówno romantycznych, jak i rzeczywistych bohaterów; ich role zdają się wynikać właśnie ze zderzenia obu tych porządków. Scenarzyści i reżyserzy oraz aktorzy dużo czasu musieli poświęcić pracy nad postaciami, zwłaszcza że właściwie do minimum zredukowano tu scenografię (sprowadza się ona do dwóch czarnych płacht rozwieszonych z obu stron sceny i kilku rekwizytów). Na pierwszy plan – jak to w mówionej historii – wysuwa się właśnie sama opowieść. I ona ujmuje w tym przedstawieniu najbardziej.

Bliskie ballady i dalekie romanse. Scenariusz i reżyseria: Anna Wieczorek, Marta Wiśniewska i Jakub Tabisz; muzyka: Magdalena Gorwa. Instytut im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu (Sala Teatru Laboratorium), premiera 19 października 2022.

Tytuł oryginalny

Franek, nie Jasiek

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Kamil Bujny