Coś dziwnego się dzieje z naszym najnowszym teatrem. Mamy chmarę młodych reżyserów, przeważnie pretensjonalnych i zdezorientowanych, zbyt ambitnych, by potrafili dać naprawdę dobre widowisko. Mistrzowie tacy, jak Dejmek, Jarocki, Warmiński rzadko trafiają na odpowiadający im materiał. Scenografia przeżywa upadek. Do wyjątków zaliczyć można gdańskiego Kołodzieja. Naprawdę utalentowana reżyserka Romana Próchnicka nie ma okazji, by w Warszawie, w roku Witkacego, pokazać krakowskie swe inscenizacje sztuk tego, obchodzącego swe stulecie, autora. Kierownictwa literackie wykazują brak inicjatywy, zarówno jeśli chodzi o arcydzieła, jak i repertuar współczesny. Dobre nowe sztuki nie mogą się doczekać wystawienia, nie mamy w stałym repertuarze ani Słowackiego, ani Szaniawskiego poza "Dwoma teatrami". Zaśmiecają nasz ubogi repertuar rzemieślnicze i nieciekawe, obniżające ogólny poziom "adaptacje". Wyjątek stanowi kielecki teatr, prowadzony
Tytuł oryginalny
Finezje aktorskie
Źródło:
Materiał nadesłany
Za i Przeciw nr 19