EN

8.03.2021, 10:39 Wersja do druku

Emigrujemy!

"Trzy siostry" Antoniego Czechowa w reż. Jana Englerta w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Rafał Węgrzyniak w portalu Teatrologia.info.

fot. Krzysztof Bieliński/ Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

Jan Englert potraktował Trzy siostry jako parabolę sytuacji inteligencji w Polsce pod rządami prawicy, która tę warstwę, po 1989 przecież odchodzącą do historii, jakoby degraduje i wydziedzicza oraz pozbawia wpływu na życie społeczne, doprowadzając do coraz większej frustracji, a nawet całkowitej kapitulacji. W przedpremierowym wywiadzie Englert przekonywał, że „ten dramat idealnie współgra ze współczesnością”. „Mnie – mówił dyrektor Teatru Narodowego – zawsze interesował los polskiej inteligencji, której przyglądam się już od sześćdziesięciu lat. A Trzy siostry doskonale korespondują z tym, co obecnie dzieje się z inteligencją”, która przede wszystkim „chce wyjechać”, czyli wyemigrować z Polski z powodów politycznych. Englert najwyraźniej przywiązuje ogromną wagę do gołosłownych deklaracji kilku celebrytów, choćby z kręgu aktorów z Nowego Teatru w Warszawie, grożących, że wyprowadzą się z Polski, bo im nie odpowiada już dwukrotnie wyłoniony w procedurach demokratycznych rząd bądź prezydent. Z inteligencją, która łączyła wykształcenie z etosem oraz poczuciem misji i odpowiedzialności, raczej niewiele mają oni wspólnego. Na pewno nadużyciem ze strony Englerta jest sugerowanie, że wszyscy mający wyższe wykształcenie pragną wyjechać z Polski, bo zamiar taki ujawniają wyłącznie osoby o lewicowo-liberalnych przekonaniach. W spektaklu Englert, przynajmniej zgodnie z Antonem Czechowem, nie próbował idealizować reprezentantów inteligencji, ukazując poprzestawanie przez nich na wypowiadaniu górnolotnych komunałów, czytaniu gazet i jałowych sporach. Poza tym paradoksalnie wojskowi z Trzech sióstr, napisanych w 1901 roku, w kilku kwestiach, których Englert bynajmniej nie wykreślił, zaznaczają, że przenoszeni są z głębi Rosji do Polski, a siostry Prozorow wbrew zapowiedziom do Moskwy nie wyjeżdżają.

Ale właśnie ze względu na wprowadzony podtekst polityczny stroje, fryzury i zachowania wszystkich postaci w przedstawieniu Englerta są współczesne. Już w dodanym niemym prologu spektaklu ostrzyżona krótko niczym chłopak Olga (Dominika Kluźniak) dźwiga ciężką walizkę, mimo iż nie ma wówczas żadnego powodu, aby się wyprowadzać z domu. Aż z dwoma podobnymi bagażami podróżnymi wchodzi w końcówce spektaklu na scenę Masza (Wiktoria Gorodeckaja), chociaż musi pozostać w mieście ze względu na męża. Tylko Irina (Michalina Łabacz) zapowiada w ostatnim akcie swój samotny wyjazd. Owe stare walizki, ustawione także po lewej stronie sceny i na jej środku w akcie III – rozgrywającym się trakcie pożaru miasta – są odpowiednikami tych współczesnych na kółkach i z wysuwaną rączką, ciągniętych przez postacie w spektaklu Nowego Teatru powstałym w 2018 roku, zatytułowanym zaś wymownie: Wyjeżdżamy.

fot. Krzysztof Bieliński/ Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

Wszystkie cztery akty Trzech sióstr, wbrew sugestiom Czechowa, który z wyjątkiem ostatniego ulokował je we wnętrzach, Englert z pomocą Andrzeja Witkowskiego rozegrał na podwórzu przed domem, do którego wejście przez otwarte drzwi znajduje się w głębi sceny z prawej strony. Dzięki temu mógł dobitnie zobrazować wypieranie przedstawicielek inteligencji z ich domu, w którym panoszy się wulgarna i amoralna Natasza (Milena Suszyńska), mająca zapewne być uosobieniem PiS-u, a przynajmniej jego elektoratu. Jako żona Andrieja (Marcin Przybylski) jest skupiona na rodzeniu i wychowywaniu dwójki dzieci.

W ostatnim akcie, gdy traktuje protekcjonalnie czy wręcz pogardliwie członków rodziny męża, paraduje z wielkim brzuchem będąc już w trzeciej ciąży, niczym beneficjentki zasiłku na dzieci wprowadzonego w Polsce, w ślad za innymi państwami europejskimi, przez PiS. Natasza stopniowo odbiera siostrom pokoje i pozbawia je dobytku. W akcie III leży on, w tym poduszki i pierzyny, na podwórzu, gdzie muszą spać i egzystować wypędzone z domu siostry. Pomiędzy aktem III a IV pojawiają się natomiast na scenie wywodzący się nizin społecznych mężczyźni, którzy całe mienie sióstr ładują na drewniany wóz, a następnie wywożą.

Przejawem postępującej pod rządami PiS-u pauperyzacji twórców są również epizodyczne postaci pojawiające się w akcie IV na podwórku domu: występująca w dramacie kobieta grająca na harfie celtyckiej oraz wprowadzony do inscenizacji zamiast skrzypka smutny chłopiec z tamburynem, do którego zbiera pieniądze. W trakcie antraktu postacie te grają muzykę we foyer Teatru Narodowego i błagają widzów o datki uprzytamniając im, że w nędzy żyją obecnie bynajmniej nie tylko instrumentaliści pozbawieni zarówno dochodów z zakazanych koncertów, jak i zasiłków ze strony państwowych instytucji. Utrzymywany przez Ministerstwo Kultury i posiadający ogromny budżet Narodowy demonstruje w ten sposób solidarność z twórcami, którzy nie znajdują się w równie uprzywilejowanym położeniu.

Ponadto w akcie I woźny Fierapont (Jacek Różański) opowiada Andriejowi (Marcin Przybylski), że w poprzek całej Moskwy przeciągnięto linę. W epilogu Fierapont niespodziewanie rozciąga taką linę w poprzek sceny, odgradzając od domu siedzące na proscenium i wykonujące wokalizę siostry, albo dzieląc społeczność na dwa wrogie obozy. Do deprymującego zakończenia wprowadził Englert także zwiastuny nadciągającej burzy: błyskawice i grzmoty. W końcu dochodzi do potężnego wyładowania, po którym trzy siostry znikają. To prawdopodobnie zapowiedź zbliżającej się rewolucji albo katastrofy.

Trzy siostry wystawione w Teatrze Narodowym przez Englerta, który grał tylko drugoplanową postać w telewizyjnej wersji owego dramatu Czechowa, przygotowanej przez Jerzego Antczaka w lutym 1968, toczą się dość niemrawo i poza paroma epizodami nie wywołują silniejszych emocji. Jednym z nich, wyłącznie za sprawą Gorodeckiej, niewątpliwie najciekawszej spośród odtwórczyń sióstr Prozorow, bo wyłamującej się z założeń inscenizacji Englerta, a odwołującej do rosyjskiej tradycji grania Czechowa, jest pożegnanie Maszy z Wierszyninem. Masza nagle pada przed nim na ziemię, zaczyna szlochać i krzyczeć oraz kurczowo obejmuje nogi swego kochanka, usiłując go zatrzymać.

fot. Krzysztof Bieliński/ Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

Musi być siłą od Wierszynina odciągana, podnoszona i uspokajana przez Olgę. Obsadzenie Jana Frycza w roli Wierszynina jest pomyłką ze względu na zbyt zaawansowany wiek aktora, skądinąd niegdysiejszego odtwórcy tytułowej roli w Iwanowie Czechowa wyreżyserowanym przez Englerta w 1996 w Teatrze TV, a w roku 2008 na scenie Narodowego. Frycz tym bardziej nie przekonuje w roli Wierszynina, że zdradzanego męża Maszy, Kułygina, gra Grzegorz Małecki, mężczyzna w pełni sił i aktor demonstrujący znakomitą formę. Englert eksponuje poniżenie Kułygina aż trzykrotnie nakładając mu na twarz okulary z czerwonym nosem cyrkowego klowna. Uczynił też siedzącego na podwórzu Kułygina świadkiem pierwszego i gwałtownego zbliżenia Maszy z Wierszyniem, do którego dochodzi w salonie przy akompaniamencie odgłosów przesuwanych i wywracanych mebli.

Kułygin więc od początku ma świadomość, że jest zdradzany przez Maszę. Tylko udaje, że nie dostrzega rozpadu swego małżeństwa i deklaruje miłość do nienawidzącej go żony. Wątpliwości wzbudza też powierzenie nazbyt dojrzałemu i silnemu Przybylskiemu roli Andrieja. Trudno odgadnąć po co Englert jeszcze mu dodał popis gry na skrzypcach na końcu III aktu. Zapewne jako utalentowanemu skrzypkowi mamy wybaczyć Andriejowi słabości charakteru, które doprowadziły do przejęcia władzy w domu przez Nataszę. Zbyt prymitywny i porywczy jest długowłosy Solony Karola Pochecia, przez większą część spektaklu ćwiczący na przyrządach gimnastycznych ustawionych w lewym kącie podwórza. Zwłaszcza, że jego antagonista, baron Tuzenbach, obdarzony został przez debiutującego w Narodowym Piotra Kramera nienagannymi manierami i emocjonalnym opanowaniem. Zaledwie poprawny jest pogrążający się w demencji doktor Czebutykin Mariusza Benoit. W rezultacie najbardziej sugestywne są w spektaklu Englerta postacie raczej z drugiego planu, bo Kułygin Małeckiego i Natasza Suszyńskiej. A całemu zespołowi aktorskiemu Teatru Narodowego przynosi wstyd posługiwanie się, jak w Nowym, mikroportami, na dodatek często źle działającymi.

Tytuł oryginalny

EMIGRUJEMY!

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Rafał Węgrzyniak

Data publikacji oryginału:

04.03.2021