EN

4.01.2021, 13:14 Wersja do druku

Dziwny przypadek Edwarda Ferdynanda

„Ława przysięgłych” Ivana Klimy w reż. Jakuba Krofty w Teatrze Ateneum w Warszawie, pokaz online. Pisze Katarzyna Wojtysiak-Wawrzyniak w portalu Teatrologia.info.

fot. Bartek Warzecha

W więzach organizacji, prawdę diabli wezmą.

Tadeusz Kotarbiński

Jest 19 grudnia 2020 roku, kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia, siadam przed ekranem komputera, aby obejrzeć spektakl Ława przysięgłych zrealizowany w Teatrze Ateneum w Warszawie. Ze względów epidemiologicznych przedstawienie jest prezentowane na kanale VOD, a nie, jak zaplanowano, w teatrze. Spektakl powstał na podstawie tekstu Ivana Klimy, a wyreżyserował je Jakub Krofta. Ivan Klima to czeski prozaik i dramatopisarz, który w latach 70. i 80. ze względu na cenzurę publikował jedynie w prasie niezależnej. W swojej twórczości ukazuje problemy egzystencjalne jednostki, rozterki etyczne, rozważania moralne, a także aspekt psychologiczny. Nieobce jest mu także pewne poczucie wyobcowania i absurdu, co zostało przypieczętowane w 2002 roku przyznaniem mu nagrody Franza Kafki.

Sam tytuł dramatu – Ława przysięgłych – przywodzi na myśl instytucję sądu i ideę sprawiedliwości. Temat sztuki wydaje się trudny i jest niewątpliwie ukazywany często tendencyjnie, bez względu na światopogląd. Czy mam mierzyć się z wizją reżysera na temat sądownictwa w Polsce lub na świecie? Czy można w pokazywaniu aparatu sprawiedliwości wyjść poza pewne klisze czy stereotypy? Czuję opór przed oglądaniem​​ tego przedstawienia.​ Smutne czasy, czarne myśli. Miejmy to już za sobą – myślę z niechęcią i z odrobiną ciekawości, która popycha mnie jednak do obejrzenia spektaklu.

Już w pierwszej scenie reżyser przechodzi do sedna – pokazania samego aparatu władzy. Widzimy salę sądową wraz z ławą przysięgłych złożoną ze zwykłych ludzi, począwszy od sklepikarki, na fryzjerze skończywszy. Jak możemy się przekonać, to ucieleśnienie demokratycznego sądu okazuje się mocno przereklamowane. Co symptomatyczne, skład prawników biorących udział w przewodzie sądowym jest niekompletny, bowiem adwokat opuścił właśnie salę rozpraw. Mamy tu więc do czynienia z pewnym rodzajem dezercji, gdyż osoba powołana na obrońcę oskarżonego uchyla się od powierzonego jej zadania. Brak jest także samego oskarżonego.

Fabuła sztuki zdaje się być zaczerpnięta z pierwszych stron gazet. Należy osądzić, czy pewien obywatel zamordował swoją narzeczoną, czy też jej nie zamordował. Okoliczności wskazują na to, że raczej nie popełnił zbrodni i że najprawdopodobniej zrobił to ktoś inny. Sprawa wydaje się całkiem prosta, a nawet banalna, jednak, jak się szybko okazuje, wydanie werdyktu jest niemalże niemożliwe, bowiem stwierdzenie winny albo niewinny, wykracza poza możliwości tego aparatu władzy.

W przedstawieniu nie pojawiają się żadne dekoracje poza ławą sądową i krzesłami. Biurokratyczna maszyna została tu całkowicie odarta z jej powagi i majestatu. Widok sali sądowej jest jednak nieco urozmaicony przez udział osób zasiadających na ławie przysięgłych, z charakterystycznym dla nich ubiorem i rekwizytami, kojarzącymi się przeważnie z salą rozpraw, takimi jak: skórzana teczka, akta sądowe czy zwyczajny ołówek.

Hierarchiczna struktura sądu, majestat władzy, sprawiedliwość i dobro gdzieś zniknęły. Podstawowymi narzędziami umożliwiającymi kontrolowanie praworządności w obecnym stanie okazuje się być biurokracja i terror. Skład ławy przysięgłych nie jest w stanie dojść do żadnego konsensusu, a i podstawowe zasady logiki zostają tu mocno nadwerężone. Widziana z takiej perspektywy sprawa oskarżonego Edwarda Ferdynanda zaczyna się plątać i wikłać, zmierzając w kierunku czarnej komedii i teatru absurdu.

Rozmowa na temat zabójstwa młodej dziewczyny przez narzeczonego, kary śmierci, demokracji i roli sądownictwa przeradza się w obrazek obyczajowy pełen czarnego humoru. Sklepikarka mówi, że od zawsze wierzyła w sprawiedliwość i że marzyła o tym, aby wydać sprawiedliwy wyrok. Jednak jedyne, co robi, to temperuje ołówek, który dostała od zmarłego syna, i opowiada o mądrym psie Lordzie. Fryzjer zaś powtarza, że najważniejsze, co trzeba robić, to tylko nie myśleć, bo gdyby on zaczął myśleć, to koniec. Dodaje także, że człowiek musi sobie wybrać właściwe myśli w każdej sytuacji.

Przewodnicząca komisji prosi o werdykt stwierdzając, że wcześniej czy też później sprawa zostanie oddana innej radzie przysięgłych, tymczasem trzeba się ze swojego zadania wywiązać z honorem i godnością. Werdykt musi jednak być krótki: winny albo niewinny. Nie ma czasu i miejsca na żadne dywagacje.

W decydującej chwili na salę sądową przybywa oskarżony, ale, jak stwierdza komisja, znajduje się w wyjątkowym stanie. Oskarżony bowiem ucieka z więzienia i potem przywożą go na salę rozpraw, ale….z uciętą głową. Postać Powróconego, która jest tutaj swoistym alter ego autora intonuje filozoficzne zdania mówiące o tym, że śmierć nie zmienia faktu, czy winny jest winny, czy też niewinny. Padają słowa, że motywy nie zawsze muszą być potrzebne, i że muszą być w powieściach, a nie na sali sądowej.

Narada nad trupem ma w sobie bez wątpienia zarówno coś z czarnego humoru jak i z horroru. Kto i jak ma osądzić nieboszczyka i czy taki osąd ma jeszcze znaczenie? Demokratycznie wybrani reprezentanci społeczeństwa są coraz bardziej bezsilni i zagubieni. Miotają się po scenie bez celu wiedząc, że na zewnątrz budynku społeczeństwo i wojsko oczekują sprawiedliwego wyroku.

Atmosferę grozy i biurokratycznego absurdu podkreśla reżyseria światła i trafnie dobrana muzyka. Warto też wspomnieć o grze aktorskiej, która przekracza realistyczną konwencję balansując na granicy teatru absurdu. Reżyserowi bez wątpienia udało się oddać duszny klimat sądu bez zbędnych klisz i w duchu najlepszych czarnych komedii. Wszak czy jest coś bardziej absurdalnego niż władza, która boi się władzy?

W finałowej scenie widzimy Powróconego i Panią Prokurator, którzy siedzą przy wspólnym stole, bojąc się wyjść na zewnątrz. Teraz to oni są bezbronni i zamknięci jak w klatce. Co się stanie, jeśli ktoś będzie kiedyś ich sądził? Kto weźmie tę sprawę w swoje ręce i czyja racja wybrzmi głośniej w demokratycznym chórze?

Tytuł oryginalny

Dziwny przypadek Edwarda Ferdynanda

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Katarzyna Wojtysiak-Wawrzyniak

Data publikacji oryginału:

30.12.2020