„Dziady” Adama Mickiewicza w reż. Adama Sroki w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. Pisze Klaudia Stępień-Kowalik na stronie plasterlodzki.pl.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie… W miniony weekend odbyła się premiera jednego z najwybitniejszych dzieł polskiego romantyzmu. „Dziady” w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi to wielki powrót Adama Mickiewicza na łódzką scenę dramaturgiczną. W spektaklu wyreżyserowanym przez Adama Srokę widzimy pogrążonych w swoich obsesjach bohaterów, którzy próbują uzyskać rozgrzeszenie i przebaczenie. Twórcy, podążając śladami zagubionych dusz i upiorów, przestrzegają widzów przed popełnianiem błędów, aby nie utracili swojego człowieczeństwa tak jak bohaterowie mickiewiczowskiego dramatu.
Obcowanie z umarłymi fascynowało człowieka od zawsze. Ludzie, samolubnie zaspokajający własne pragnienia i popędy oraz dręczeni koszmarnymi snami, próbowali nazwać i zrozumieć istotę i sens własnej egzystencji. Cykl czterech dramatów romantycznych „Dziady” Adama Mickiewicza, będący odzwierciedleniem nastrojów panujących w XIX wieku, zajmuje bardzo ważne miejsce w kanonie polskiej literatury. Dzieło poety polskiego romantyzmu, mówiące o zapomnianej tożsamości duchowej narodów słowiańskich, wyrażało niepokój związany z problemem cierpienia, umierania i śmierci. Dramat powstawał na przełomie lat 20. i 30. XIX wieku. Część pierwsza „Dziadów”, wydana pośmiertnie w 1860 roku, to dramat nieukończony, który nadal budzi wiele zastrzeżeń wobec układu i brzmienia tekstu (zachowały się różne warianty rękopisów).
Nie dziwi więc, że wybitne dzieło romantyczne stało się inspiracją do powstania wielu adaptacji teatralnych, które przybliżałyby widowni świat zamieszkiwany przez duchy i demony. Scenicznej adaptacji dramatu Adama Mickiewicza podjęli się m.in. Jan Englert, Jerzy Grotowski, Adam Hanuszkiewicz, Michał Kmiecik, Grzegorz Mrówczyński, Irena Pawlicka, Maciej Prus, Leon Schiller, Andrzej Walden. Ale to właśnie „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym w Warszawie w 1967 roku odbiły się najszerszym echem, ze względu na to, że zapoczątkowały kryzys społeczny i polityczny w latach 60. XX wieku.
Na powrót adaptacji tej sztuki Łodzianie musieli poczekać przeszło 40 lat. W Teatrze Jaracza w Łodzi, na pamiątkę 200. rocznicy publikacji drugiej i czwartej części „Dziadów”, wystawiono nową adaptację romantycznego dramatu, a w związku z nadchodzącym jubileuszem 135-lecia najstarszej łódzkiej sceny dramatycznej zapowiedziano również przygotowanie adaptacji trzeciej części „Dziadów” w formie odrębnej sztuki. Oglądając spektakl wyreżyserowany przez Adama Srokę, można odnieść wrażenie, że adaptacja trzeciej części romantycznego dramatu może również wyzwolić ukryty potencjał i dać możliwość obcowania widowni z dziełem o wysokiej wartości literackiej i scenicznej.
Nowa odsłona „Dziadów” w reżyserii Adama Sroki trafi zarówno do młodszych, jak i starszych widzów. Mickiewiczowski dramat w interpretacji Adama Sroki to wizualna uczta dla naszej wyobraźni. Jest dziełem niepokojącym, tajemniczym i melancholijnym; obnażającym nasze lęki, przyzwyczajenia i namiętności. Spektakl zaskakuje kipiącymi na scenie emocjami, które wylewają się strumieniami na widownię. Elektryzuje ekspresyjnymi monologami i dialogami bohaterów, którzy dzielą się swoimi doświadczeniami i refleksjami. Obrzęd zaduszny staje się jedynie pretekstem do nakreślenia psychologicznych portretów bohaterów, którzy próbują odnaleźć swoje miejsce w świecie lub odkupić swoje winy. Stają się oni dla nas lustrem, odbijając nas w sobie i pozwalając nam na dostrzeżenie naszych grzechów, przywar, występków.
W pierwszej części spektaklu zostaje poruszony temat nieszczęśliwej miłości Pasterki (Eliza Sondaj) do młodego mężczyzny. Bohaterka oddaje się marzeniom o zakazanej miłości, która stopniowo przeradza się w obłęd. Dziewczynie towarzyszą zalotnicy (Karol Puciaty i Szymon Rząca), którzy daremnie przekonują ją, aby zapomniała o swoim ukochanym i dała się ponieść młodzieńczym wybrykom.
W części drugiej poznajemy losy duchów, które zostają przywołane przez Guślarza (Radosław Osypiuk) do kaplicy. Błąkające się po ziemi zjawy udzielają zgromadzonym w kaplicy wieśniakom przestróg. Duchy dzieci (Karol Puciaty) dręczy smutek, ponieważ obcy jest im trud i żal. Widmo złego pana (Marcin Włodarski) cierpi straszliwe katusze za zło wyrządzone mieszkańcom wioski. Duch młodej, pięknej pasterki Zosi (Aleksandra Posielężna) chciałby dotknąć stopami ziemi, ale nie może tego zrobić, ponieważ za życia dziewczę igrało z uczuciami zalotników. Przewodzący obrzędu dziadów Guślarz, który odesłał poprzednie duchy w zaświaty po zaoferowaniu pomocy, nie jest w stanie zapanować nad ostatnim upiorem, który nie odpowiada na jego wezwania i w końcu odchodzi.
W ostatniej części spektaklu, czyli czwartej części „Dziadów”, przenosimy się do domu grekokatolickiego Księdza (Robert Latusek), który po śmierci żony samotnie wychowuje dwie córki (Sara Lityńska oraz Klaudia Kuźmińska). W dzień zaduszny między godziną dziewiątą wieczorem a północą niepokoi swoją obecnością domowników tajemniczy mężczyzna, który okazuje się być dawnym uczniem gospodarza domu. Nieszczęśliwy kochanek Gustaw (Ksawery Szlenkier), opłakujący własne cierpienie, opowiada o swojej obsesyjnej miłości do utraconej ukochanej. Wypowiadane przez niego słowa są pełne rozpaczy i frustracji.
W spektaklu na twarzach aktorów rysuje się pełno pozytywnych i negatywnych emocji. W pamięci widzów mogą zapaść szczególnie kreacje Ksawerego Szlenkiera, który wcielił się w role Pustelnika i Gustawa, oraz Doroty Kiełkowicz, odgrywającej rolę zakapturzonej postaci o niejednoznacznej płci kulturowej. Bohaterowie są melancholijni, ich decyzje dojrzewają na scenie. Aktorzy wypowiadają każde słowo z namysłem i spokojem. Ich głos jest głęboki i niski, skrywają oni jednak w sobie tajemnice. Gdy z półmroku wyłania się sylwetka zakapturzonej, tajemniczej postaci, jej przenikliwy wzrok zdradza, że jest kimś więcej niż wywołującą lęk nocną marą. Być może jest ucieleśnieniem śmierci, której ludzie powierzają swoje dusze.
Interesującą kreację stworzył także Robert Latusek, który w spektaklu zagrał rolę bogobojnego duchownego. Jego bohaterem targają sprzeczne emocje – z jednej strony współczuje swojemu byłemu uczniowi, z drugiej – jest wierny swoim przekonaniom i uważa, że należy się godzić z wyrokami losu. W bohaterze stopniowo kumulują się tłumione emocje, które wybuchają ze zwielokrotnioną siłą w momencie, gdy potępia pogańskie obrzędy. Jego oczy są pełne smutku, gdy zdaje sobie sprawę z tego, że Gustaw jest głuchy na jego słowa.
Połowa obsady aktorskiej „Dziadów” to zespół wywodzący się z Teatru Jaracza w Łodzi, ale do udziału w spektaklu zaproszono również aktorów związanych zawodowo z innymi teatrami (Aleksandra Posielężna, Eliza Sondaj) czy debiutujących studentów PWSFTviT (Klaudia Kuźmińska, Sara Lityńska). Ksawery Szlenkier powrócił po kilku latach na deski Teatru Jaracza w Łodzi.
Jak zapowiadali twórcy, nowa adaptacja „Dziadów” to dzieło nowoczesne i zaskakujące. Szczególnie jest to widoczne w kostiumach bohaterów, które zaskakują połączeniem punkowych stylizacji i natapirowanych włosów z klasycznymi ubiorami, charakterystycznymi dla XIX-wiecznej mody. Romantyczny kochanek Gustaw ma zmierzwione włosy i długi płaszcz ze stójką, który przypomina wyglądem żołnierskie odzienie. Młode dziewczyny, odgrywane przez Klaudię Kuźmińską i Sarę Lityńską, są ubrane dokładnie tak samo – w białe koszule z koronkowym kołnierzem i w beżowe, dopasowane spodnie. Choć w spektaklu nie ma zbyt wiele rekwizytów, największe wrażenie robi zawieszony nad sceną mechanizm przypominający koło zębate. Zaprojektowanie scenografii i kostiumów powierzono Magdalenie Kut.
Oprawa muzyczna, zaaranżowana przez Marcina Pospieszalskiego, jest jedynie tłem tego co dzieje się na scenie. To abstrakcyjne utwory muzyczne bez warstwy słownej, budujące nastrój i potęgujące napięcie w sztuce, a przede wszystkim wyznaczające kierunek prowadzenia myśli widzów.
Najnowszy spektakl Teatru Jaracza w Łodzi mówi o miłości, samotności i pożądaniu. W sztuce widzimy dobrze znanych nam bohaterów. W chwili rozpoczęcia akcji dramatu to ludzie zbuntowani i rozdarci, którzy samotnie podążają za marzeniami. Później na oczach widzów podejmują dobre i złe decyzje, które przeważają nad ich własnym losem. Nieszczęśliwe losy bohaterów można odczytać jako pouczenie i przestrogę dla widzów, aby opamiętali się i zmienili swoje życie.