EN

19.12.2022, 11:21 Wersja do druku

Dostrzec Kordiana

„Kordian;” wg konceptu i w reżyserii Patrycji Wysokińskiej w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu (scena Modelatornia). Pisze Kamil Bujny w portalu Teatrologia.info.

fot. Michał Grocholski / mat. teatru

Do chwili ukończenia tej recenzji przynajmniej już kilku osobom poleciłem Kordiana; w reżyserii Patrycji Wysokińskiej z Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Za każdym razem, gdy opowiadałem komuś ze znajomych, dlaczego warto zobaczyć to widowisko, zwłaszcza jeśli ma się na co dzień kontakt z młodzieżą, słyszałem „to naprawdę ciekawe” lub wyrzucone na jednym oddechu, już nie takie znowu młodzieżowe: „wow”. Nie bez powodu. W opolskim teatrze powstało interesujące pod wieloma względami przedstawienie, które jest nie tylko skierowane do młodych ludzi, lecz także w dużej mierze przez nich wymyślone i zrealizowane.

fot. Michał Grocholski / mat. teatru

Kordian; Wysokińskiej zaczyna się dość niespodziewanie we foyer: czekającej na pierwszy dzwonek publiczności ukazuje się nagle grupa dziwnie wyglądających postaci – ni to pozaziemskich stworów, ni aktorów ucharakteryzowanych na widma. Obserwujemy rozchodzącą się niemal po całej przestrzeni dużego holu szóstkę wykonawców, z których część – nawet jeśli przypomina nam diabelskie czy złowrogie istoty (sugerują to choćby noszone przez jednego z wykonawców rogi) – wzbudza nasze współczucie. Widzimy bowiem bardzo młodych ludzi (zaangażowanych do spektaklu drogą warsztatów), ubranych w wielkie, różowe, pluszowe pajacyki – takie, jakie zakłada się małym dzieciom do spania. Gdy performerzy, poza zapętlaniem się w tych samych czynnościach (na przykład wahadłowym spacerowaniu wzdłuż schodowych balustrad), zaczną w końcu nawiązywać ze sobą pierwsze interakcje, zdamy sobie sprawę z tego, że jesteśmy świadkami wydarzeń opisanych w Przygotowaniu rozpoczynającym Kordiana Juliusza SłowackiegoTo, co dzieje się we foyer, nie rozgrywa się jednak, tak jak w utworze, w chacie czarnoksiężnika Twardowskiego w Karpatach, lecz w przestrzeni bliżej nieokreślonej; kontekstem spotkania bohaterów, m.in. Szatana i Mefistofelesa, nie wydaje się przy tym tworzenie przy użyciu diabelskich mocy dygnitarzy, którzy poprowadzą Polaków do walki, lecz kogoś innego. Kogo? Dobre pytanie. Wszystko dzieje się tu jednocześnie, symultanicznie, wykonawcy nie są dobrze słyszani (grają bez mikroportów), a do tego przemieszczają się między licznie zgromadzoną publicznością, która – zadziwiona przedwczesnym rozpoczęciem się spektaklu – komentuje na bieżąco akcję. Wydaje się jednak, biorąc pod uwagę dalsze zdarzenia, że akt twórczy dotyczył kolejnej sceny i występujących w niej postaci. Bohaterowie Przygotowania, kończąc swe diabelskie czary, zapraszają bowiem wszystkich na widownię, przepuszczając każdego z gości w drzwiach, zajmując ostatecznie miejsce w pierwszym rzędzie (jakby chcieli obserwować to, co przed chwilą sami stworzyli). Tak jak Słowacki w tej części dramatu wskazywał na powody upadku powstania listopadowego, wyliczając poszczególnym działaczom brak umiejętności przywódczych, tak twórcy opolskiego Kordiana; zdają się pokazywać w kolejnej scenie, jak nie powinien wyglądać teatr dla młodzieży – tworzony przez dorosłych, nie tyle zorientowanych w problemach nastolatków, ile mających o nich mylne wyobrażenia.

fot. Michał Grocholski / mat. teatru

Zajmując miejsce na widowni Modelatorni, zauważymy, że rozpościera się przed nami zaledwie zamarkowana przestrzeń dziewiętnastowiecznego salonu: widzimy porozstawiane po całej scenie klasycystyczne meble oraz pięć kwadratowych lub prostokątnych ścianek, pokrytych niebieską, wytłaczaną tapetą. Na jednej z kanap dostrzeżemy leżącego wzdłuż niej znudzonego, zblazowanego Juliusza Słowackiego (przekonująca, z lekkością wcielająca się w poetę Joanna Osyda), dyskutującego o literaturze z pozostałymi zebranymi w pomieszczeniu postaciami – wyniosłym Adamem Mickiewiczem (Andrzej Jakubczyk), Zygmuntem Krasińskim (Karol Kossakowski) oraz muzą romantyków Joanną Bobrową (Cecylia Caban). Spotkanie, napisane na podstawie ich korespondencji, dotyczy zarówno poezji i jej zadań, jak i życia prywatnego. Dowiadujemy się o rywalizacji między Słowackim a Mickiewiczem, romansie tego pierwszego z Krasińskim oraz o ich pisarskich planach związanych z Panem Tadeuszem czy Kordianem. Wszystko to jednak, jakkolwiek poważnie brzmi, przedstawione jest w opolskiej realizacji z dystansem i humorem: poeci wydają się nad wyraz dzisiejsi (podkreślają to przygotowane przez Sandrę Stępień kostiumy – historyczne nie tyle w detalu, ile w konstrukcji; autor Balladyny ubrany jest na przykład w ortalionowy garnitur), zarówno przez sposób zachowania (potwierdza to m in. scena wspólnego palenia sziszy), jak i język, którym się posługują. Wysokińska, ukazując konflikt między literatami, wykorzystuje poetykę popularnych od kilku lat, zwłaszcza wśród maturzystów, memów – słyszmy wobec tego, że Juliusz jest „nie polski, lecz słowacki”, a Mickiewicz jest „nie narodu wieszczem”, lecz „tak naprawdę zwykłym leszczem”. Wszystko to może wywoływać śmiech, choć nie o komizm tu chodzi – twórcy i aktorzy, prowadząc bohaterów dość stereotypowo, z szerokim gestem, a przy tym – współcześnie, a także przedstawiając ich z perspektywy nie czytelnika, lecz użytkownika Internetu, próbują pokazać, jak mógłby (a nie powinien!) wyglądać spektakl przygotowany z myślą o młodzieży. W tym wyobrażeniu twórcy, zamiast próbować – choćby drogą warsztatów czy rozmów, jak miało to miejsce w przypadku opolskiego Kordiana; – zrozumieć problemy nastolatków i umieszczać je w kontekście znanego dzieła, tak, by zinterpretować je na nowo, upraszczają przekaz, narzucając bezskutecznie odbiorcom własną perspektywę. Żeby jednak nie było zbyt poważnie, reżyserzy dorzucają często dla zasady kilka językowych gagów (choć mogą być to jeszcze corocznie wyłaniane przez PWN młodzieżowe słowa roku!), stylizują bohaterów na szesnasto- siedemnastolatków i liczą na to, że dzięki temu ich praca zyska pedagogiczny lub dydaktyczny aspekt. Nic z tych rzeczy. Młody odbiorca pozostaje niezwykle wyczulony na fałsz, czego świadoma jest debiutująca w teatrze instytucjonalnym Wysokińska. Jej spektakl, demonstrując i obnażając takie podejście, pokazuje, jak może wyglądać przedstawienie, które rzeczywiście nie pozostaje obojętne na problemy nastolatków i wynika z ich poczucia wrażliwości.

fot. Michał Grocholski / mat. teatru

Dramaturgia opolskiego widowiska (odpowiada za nią Marianna Cieślak) zbudowana jest na podwójnej teatralnej demaskacji scenicznej rzeczywistości i geście jej podwójnego odrzucenia. Gdy dobiegnie końca scena z romantycznego salonu i profesjonalni aktorzy znikną za kulisami, najpierw zrobi się ciemno, zgasną wszystkie światła, a następnie oczom widzów ukaże się grupa – z pozoru nieucharakteryzowana i występująca we własnym imieniu – młodych ludzi. Usiądą oni przy stoliku, przy którym kilka chwil wcześniej Mickiewicz ze Słowackim palili fajkę wodną, wyciągną świece oraz wino i zaczną rozmawiać o zaprezentowanym właśnie publiczności przedstawieniu. Dowiemy się, że aktorzy udali się do foyer, gdzie najpewniej świętują udaną premierę. Na scenie wobec tego zostali tylko nastolatkowie – nie, jak ukazani wcześniej poeci, znudzeni i zblazowani, lecz rzeczywiście przygnębieni i nieszczęśliwi. Zaczynają rozmawiać o tym, co zostało przed chwilą pokazane, wyraźnie się od tego dystansując – jako od czegoś, co ich nie wyraża, co nie jest zgodne z ich ulubioną estetyką. Mogłoby się w związku z tym wydawać, że zamysłem reżyserki i dramaturżki będzie obnażenie przez występującą młodzież quasi-edukacyjnego teatru, w którym w z pozoru przystępny i zabawny sposób ukazano sylwetki wieszczów, jednak tak się nie dzieje. Po krótkiej rozmowie bohaterowie przechodzą nad poprzednią sceną do porządku dziennego, skupiając się na sobie i własnych problemach. Dowiadujemy się, że postaci nie mogą nawiązać kontaktu z Kordianem (jednak już nie tym z utworu Słowackiego, lecz jego współczesnym imiennikiem, granym przez Zofię Dziembek), który być może zrobił sobie coś złego, gdyż jakiś czas wcześniej wyznał uczucia swojej rówieśniczce, a ta ich nie odwzajemniła. W rozmowie, jak w kalejdoskopie, zmieniają się opinie o załamaniu psychicznym i depresji – choć okazuje się, że zmaga się z nią wielu bohaterów, to nie wszyscy uznają ją za istotny problem. Niemniej przesądza ona o ich życiu i ma w nim różne źródła: u niektórych to presja wywoływana przez rodziców (jedna z nastolatek wspomina, że zdecydowała, że nie pójdzie na medycynę, ale boi się jeszcze o tym powiedzieć ojcu i matce, którym bardzo na tym zależy), inni nie mogą poradzić sobie z odkrywaniem własnej cielesności i seksualności (zwłaszcza w kontekście homofobicznych kampanii środowisk prawicowych, jakie w ostatnich latach przetoczyły się przez Polskę), a pozostałym trudno odnaleźć się w relacjach z rówieśnikami. Scenariusz tej części nie powstał już na podstawie ani dramatu Słowackiego, ani korespondencji romantyków, lecz w oparciu o rozmowy z występującymi w prezentacji aktorami-amatorami – dzieląc się tym, co uznali za ważne, odsłonili twórcom, a w rezultacie także widzom, swój świat. To, jak się w nim czują, reżyserka trafnie zestawia z samym Kordianem, który – zanim odnalazł sens życia jako spiskowiec – zmagał się przecież z podobnym poczuciem pustki i osamotnienia.

fot. Michał Grocholski / mat. teatru

Wysokińska, kreśląc nienachalnie, acz bardzo sugestywnie, paralelę między romantycznym bohaterem a nastolatkami, sprawia, że w pewnym momencie oba psychologiczne portrety nachodzą na siebie do tego stopnia, że trudno je oddzielić. Mam na myśli przede wszystkim jedną z najlepszych scen spektaklu, gdzie powątpiewająca wcześniej w „prawo” do przechodzenia depresji postać, w którą wciela się fantastyczny, bardzo sprawny aktorsko Jeremi Mielcarek (grający w drugiej obsadzie), najpierw walczy z myślami samobójczymi (gestem zamknięcia dłoni „wygasza” światła i wizualizacje na wszystkich ściankach, poza jedną – tą, pod którą siada), a następnie uczestniczy w swoistym danse macabrebizarnym i przerażającym pochodzie przedziwnych stworów i potworów – wszystko, co dzieje się w jego głowie, uzewnętrznia się, przyjmując fizyczną monstrualną formę. Ta spektakularna scena, ewokująca zdarzenia opisane w akcie III Kordiana, zwłaszcza Szpital wariatów, świetnie poprowadzona pod względem choreograficznym i rytmicznym (za choreografię odpowiada Szymon Dobosik), wydobywa z psychiki bohatera depresję niejako na zewnątrz, co pozwala innym – zwłaszcza tym, którzy nie mają na jej temat dużej wiedzy – przekonać się, jak ta choroba psychiczna obciąża i wyniszcza człowieka, zwłaszcza tak młodego i zdanego tylko na siebie. W tej z rozmachem poprowadzonej sekwencji zdarzeń, nowocześnie umuzycznionej przez Bartka Prosuła, ujawnia się właściwie cały potencjał widowiska – twórcom z czułością, lecz bez infantylizacji i generalizacji, udaje się ukazać w jaki sposób osoba chorująca na depresję interpretuje siebie i otaczającą ją rzeczywistość. To naprawdę przekonujący, na długo zapadający w pamięć obraz.

fot. Michał Grocholski / mat. teatru

Opolski spektakl zaskakuje więc przede wszystkim zamysłem i sprawnością, z jaką przechwytuje sensy dramatu Słowackiego i wiąże je z problemami nastolatków. To przedstawienie więcej niż poruszające, rezonujące z tym, co dookoła – wiele się mówi, zwłaszcza po pandemii i nauczaniu zdalnym, o zapaści psychiatrii dziecięcej, jednak rzadko oddaje się głos tym, których tak naprawdę to dotyczy. Wysokińska, obnażając na samym początku prezentacji oderwanie dorosłych od świata młodzieży, nie tylko symbolicznie oddaje nastolatkom całą scenę, lecz także pozwala im opowiedzieć, z czym tak naprawdę muszą się na co dzień mierzyć. Wszystko to jest jednak cały czas odnoszone do samego Kordiana, który jawi się w tym przypadku bardzo współcześnie. Obecny w tytule średnik, uznany jako ogólnoświatowy znak walki z depresją, z jednej strony wpisuje samego bohatera w aktualny, palący wręcz, kontekst, a z drugiej – nieprzypadkowo sugeruje, że możemy mieć do czynienia z wyliczeniem; to, czego symbolem stał się w opolskiej realizacji Kordian, dotyczy przecież bardzo wielu ludzi. Przedstawienie Wysokińskiej do tego stopnia wyraźnie, sugestywnie i przekonująco zwraca na to uwagę, że średnik można by tu zastąpić wykrzyknikiem. Tego głosu nie powinniśmy bowiem próbować niczym zagłuszyć.

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Kamil Bujny

Data publikacji oryginału:

15.12.2022