„Kreska” Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy w reż. autorki w Olsztyńskim Teatrze Lalek. Pisze Kamila Łapicka, członkini Komisji Artystycznej 31. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Kreska Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy ma w sobie pogodę utworów Kornela Makuszyńskiego, pęd ku przygodzie rodem z powieści Astrid Lindgren i magiczne mechanizmy z baśni Jana Brzechwy. W prosty sposób kreśli skomplikowane sprawy ze świata dorosłych – dorastanie, bycie sobą, wyrażanie emocji, upływ czasu.
Pierwszymi ludźmi w świecie tej opowieści są Chłopiec i Dziewczynka. Poznają siebie nawzajem, sprawdzają, czy ich oczy widzą to samo, czy ich usta lubią podobne smaki, czy ich ręce potrafią robić te same rzeczy. Odkrywanie oczywistości, które spowszedniały dorosłym, to jeden z najbardziej fascynujących motywów w teatrze dla dzieci. W tym odkrywaniu i wymyślaniu towarzyszy bohaterom Kreska, byt tyleż abstrakcyjny, co zupełnie realny, bo Chłopiec znalazł go na spacerze i schował do kieszeni.
Kreska pojawia się pod postacią animacji szalejącej na horyzoncie sceny oraz jako czerwona gumka i inne czerwone akcesoria uwite ze splątanych nitek różnej grubości. Układa się w rozmaite kształty, faluje, znika; potrafi narysować się w słońce albo w rakietę. Jest zaczepialska, zazdrośnicka i zabawna.
Razem z nią para bohaterów obserwuje, jak człowiek zmienia się wraz z upływem czasu. I wyraża to w dziecięcym socjolekcie: „Włosy są dłuższe, / ubrania za małe, / kredki coraz krótsze […]. To, co trudne staje się łatwiejsze”. Podróż do przyszłości za sprawą przekręcenia magicznych wskazówek unaocznia, że realizacja marzenia, aby być dużym, oznacza szereg komplikacji (poza upragnioną umiejętnością wiązania sznurowadeł): „Mam trzydzieści sześć lat i jestem starym, zmęczonym, człowiekiem. Nie chce mi się nigdzie iść”. Ta pesymistyczna futurologia budziła zrozumiałą wesołość wśród widzów-starszaków.
W roli Chłopca występuje Jakub Ignasiak, który od pierwszej sceny zaskarbia sobie ufną przychylność odbiorców. Jego bohater jest rezolutny, twórczy i ciekawy świata. Jako Dziewczynka dołącza do niego Sylwia Wiensko, która pięknie łączy w swojej grze zuchwałą figlarność spod znaku Pippi z dojrzałą umiejętnością wyrażania i analizowania emocji.
Twórcy znaleźli język i formę, które są dla widzów zrozumiałe i atrakcyjne. Dzieci odwdzięczyły się skupieniem i radosnym podrygiwaniem w takt muzyki Piotra Michalczuka, która otuliła sceniczne metamorfozy falą rytmicznych dźwięków. Powstało dobre i spójne przedstawienie familijne.
„Czemu nie wzięłaś Kreski?” – zapytał mnie widz na oko czteroletni, z którym zawarłam znajomość w szatni. Zasadne pytanie wynikało z faktu, że przy wyjściu z premierowego spektaklu można było dobyć z pudełeczka czerwoną gumeczkę, czego ewidentnie zaniedbałam. Ten pomysł wpisuje się w niedorosłą percepcję świata, która podpowiada, że skarbem może być niepozorny przedmiot. Dzieci ożywiają go mocą swojej wyobraźni i nadają mu znaczenie. Myślę, że wiara mojego młodziutkiego kolegi w istnienie Kreski jest równie dobrą rekomendacją przestawienia Olsztyńskiego Teatru Lalek, jak to, że mimo czterdziestki na karku do takiego teatru zawsze chce mi się iść.