EN

7.06.2023, 14:53 Wersja do druku

Córka szalonego mnicha, czyli sztuka w warsztacie samochodowym

„Ja, córka Rasputina” Rafaela Akopdżaniana w reż. Sylwestra Biragi w Teatrze Druga Strefa w Warszawie. Pisze Aleksandra Pieterwas w miesięczniku „Stolica”.

fot. Grzegorz Krzyżewski

Jest 27 września 1977 r., godzina przed północą – ostatnia godzina życia Marii, córki Grigorija Rasputina, legendarnego „mnicha” i doradcy ostatniego cara Rosji, Mikołaja II. W mrocznym mieszkaniu w Los Angeles Masza dokonuje rozliczenia ze swoim życiem i tragicznym losem swojego ojca. W tle – Rosja z czasów tuż przed bolszewicką rewolucją. Maria przybyła wtedy z ojcem na carski dwór i została wciągnięta w wir wydarzeń, które wstrząsnęły światem. Tak się zaczyna i tak w skrócie można streścić monodram pt. Ja, córka Rasputina, grany obecnie w stołecznym teatrze Druga Strefa. Czy i dlaczego ta historia może zainteresować polskiego widza w wieku XXI?

Zanim poszukamy odpowiedzi na to pytanie, trochę historii nowszej. Sylwester Biraga, reżyser i scenograf spektaklu, po raz pierwszy zmierzył się z tym dramatem przed dwoma dekadami, gdy po kilkuletniej tułaczce i przymusie opuszczenia kolejnych miejsc jego teatr Druga Strefa otrzymał oficjalny status niepublicznej sceny repertuarowej, a on sam – jej pomysłodawca i założyciel – został oficjalnie dyrektorem. Specjalnie dla niego, na „nowe otwarcie”, napisał „Rasputinę” ormiański pisarz i krytyk literacki Rafael Akopdżanian, od 1994 r. mieszkający na stałe w San Francisco (tam jako Raphael Hakopdjanian). Urodził się w stolicy Armenii, Erywaniu, ale jego babka była rodowitą Polką i do Polski Akopdżanian ma wciąż stosunek szczególny. Zwykł mawiać żartobliwie, że jego „jedynym marzeniem nie do spełnienia jest to, żeby Armenia graniczyła z Polską”. W latach 2003-2005 często odwiedzał Polskę (wydał tu książkę pt. Polskie wyspy). W 2003 r. byłam na premierze jego pierwszej polskiej sztuki Gdy nocny ptak przeleci w dzień, wystawionej przez Biragę na… peronie nieczynnego wtedy dworca Warszawa Główna. Zapadający zmierzch na bocznicy kolejowej, z czarnymi sylwetkami autentycznych ptaków rysujących się na niebie, wysoko nad głowami aktorów bezdomnego wówczas teatru – ten obraz noszę w sobie do dziś, choć z samego spektaklu niewiele pamiętam. Obie sztuki przełożyła z rosyjskiego na polski Walentyna Mikołajczyk-Trzcińska, zmarła w 2019 r. dziennikarka, tłumaczka i krytyczka teatralna, która tłumaczyła teksty Raphaela Hakopdjaniana pisane specjalnie dla STOLICY i na jej łamach publikowane. To ona była inspiratorką i dobrym duchem przedsięwzięcia, poznała z sobą autora i dyrektora teatru, z obydwoma łączyły ją serdeczne więzi.

O prapremierze sztuki Ja, córka Rasputina, ze świetną Emilią Krakowską w roli głównej, w 2004 r. było głośno i nic dziwnego, że na jubileusz 30-lecia teatru Druga Strefa Biraga do niej powrócił, poprzedzając projekt drobiazgową kwerendą historyczną. Niestety, na przeszkodzie stanęła pandemia i premierę trzeba było przesunąć o całe trzy lata. Po 20 latach od prapremiery zmieniło się niemal wszystko, świat znalazł się w innym miejscu, rosyjskie imperium zła znów podniosło głowę, wzniecając wojnę w Ukrainie, zmieniła się nasza mentalność, inaczej odczytywane są kody kulturowe itd. Reżyser zdawał sobie też sprawę, że po doświadczeniu pandemii, która zabrała publiczność z teatrów, trzeba się solidnie postarać, by ponownie wyciągnąć ją z domów. Powrócił więc do sztuki Akopdżaniana w przearanżowanej odsłonie, ze skróconym tekstem i formą monodramu. W roli Maszy obsadził tym razem znakomitą aktorkę Marzenę Trybałę, która na tej scenie zagrała już w dwóch spektaklach (Bette&JoanModlimy się, żeby wszystko było dobrze). W nowej „Rasputinie” przeniosły się akcenty, z głównego tematu sztuki – przekleństwa życia z piętnem ojca o złej sławie i odpowiedzialności dzieci za winy swych ojców, od którego to piętna nie ma ucieczki – na problem historycznej odpowiedzialności mocarstwa światowego za czyny swych władców i koszmaru ucieczki przed złem. Istotną kwestię wprowadziła tu sama aktorka, dorzucając od siebie zdanie: „Skąd w prawosławnym narodzie takie sadystyczne okrucieństwo?”.

Maria Rasputina po ucieczce z rodziną przed rewolucją do Europy nigdzie długo nie zagrzewa miejsca. Po śmierci męża sama dźwiga ciężar utrzymania i wychowania dzieci, angażując się najpierw do pracy guwernantki, a potem do teatrów i kabaretów w roli tancerki, a nawet w cyrku jako pogromczyni lwów. Wciąż uciekając, zmieniając miasta, mężów i kochanków, przez Wiedeń, Bukareszt, Paryż – dociera do Ameryki. Wychodzi za mąż, zyskując tym samym amerykańskie obywatelstwo, nigdy jednak nie odzyskuje spokoju, wszędzie i zawsze naznaczona stygmatem ojca. W 1937 r. o jej występie w Madison Square Garden informował „The New York Times”, określając Rasputinę jako „córkę szalonego mnicha o światowej sławie, zaufanego ostatniego cara Rosji”. Może jednak, w głębi swojej dumnej, rosyjskiej duszy, wcale nie chciała się uwolnić od przeszłości? Zwłaszcza od pamięci o splendorach dworskiego życia? W pamiętnikach, które prowadziła, pisała: „Byłam oczarowana petersburskim życiem. W Petersburgu otoczyły nas opieką Rasputinki, tak nazywano wielbicielki mojego ojca…”.

Masza Emilii Krakowskiej i nienawidziła, i kochała ojca, bała się jego ponurego spojrzenia, a jednak portret Rasputina wisiał w centrum jej kalifornijskiego salonu. Masza Marzeny Trybały uprawia wręcz kult ojca, choć w jej salonie zamiast portretu wisi lustro. W obu spektaklach bohaterka rozmawia z psami, którym nadała nazwiska morderców Rasputina: Jusupow i Puryszkiewicz. W prapremierowej odsłonie grali je aktorzy, dziś – neonowe kontury psich bestii. W obu psy pełnią rolę mentorów. Salon Marzeny Trybały wygląda mniej mrocznie, jest bardziej glamour, a sam spektakl lżejszy, obfitujący w zabawne sytuacje (o czym świadczy też reakcja publiczności). Masza jest tu starą, samotną kobietą – alkoholiczką, odsłaniającą przed publicznością resztki swojej dawnej urody i świetności utraconego świata. Niegdysiejszy żal i nienawiść do Rasputina zamienia się w nienawiść do Rosji, która zniszczyła życie ich obojga.

Legendarny Rasputin „Groźny” współcześnie często pojawia się w popkulturze, stał się ikoną, choć mocno odklejoną od prawzoru. Przypisywano mu umiejętności jasnowidza i egzorcysty, z pewnością był kaznodzieją z wielką charyzmą, która zjednała mu tyluż zwolenników, co przeciwników oraz zniewalała kobiety, w tym najważniejszą w Rosji, carycę Aleksandrę. Bezwzględnie wykorzystujący swoje wpływy na dworze, oskarżany o herezję, sianie zgorszenia oraz dworskie intrygi, ginie w zamachu, a jego zwłoki, okrutnie zbezczeszczone, mordercy topią w Newie. Postać na miarę szekspirowskiego dramatu. Dla Rafaela Akopdżaniana jednak bardziej interesująca jest postać Marii, jej życie przepełnione miłością, bólem, cierpieniem i – prawdą. Zarówno Rasputin, jak jego mordercy żyli w kłamstwie i nim się karmili. Historia – podkreśla pisarz – nie znosi fałszu i kłamstwa, srogo za nie się mści. Tragedia Marii polega na tym, że za winy ojca zapłaciła straszliwą, może najstraszliwszą cenę – cenę wygnania i życia na emigracji.

Tułaczka to tutaj słowo-klucz. Zaznał jej i sam teatr Druga Strefa, ale ta historia ma swój happy end. Przez chwilę znów zawisły nad nim czarne chmury, kiedy pod koniec ubiegłego roku miasto nie przyznało scenie dotacji i groziła jej eksmisja. Zrobił się jednak szum, w ruch poszły petycje podpisane przez rzesze wiernych widzów i – wszystko wróciło do normy. Teatr znów złapał wiatr w żagle. Poza imponującą produkcją własnych spektakli oddaje lokum gościom rozmaitych formacji, debiutantom, artystom offowym, niezależnym, alternatywnym. Ma swoją galerię rzeźby i malarstwa, podejmuje inicjatywy na rzecz ochrony środowiska (bilety za śmieci elektroniczne), żyje! I jak się reklamuje – jest jedynym teatrem w Polsce w dawnym warsztacie samochodowym.

Wygląda na to, że osiadł w siedzibie na Mokotowie na dobre. Jeszcze 20 lat temu to były zdewastowane pomieszczenia magazynowe, przy ulicy nomen omen Magazynowej. Ekipa młodych ludzi skupiona wokół Biragi własnym sumptem doprowadziła je do użytku, czyniąc z poprzemysłowej surowej formy atut. Dziś obiekt imponuje loftowym sznytem i choć niewysoki, „wystaje” ponad budynki nowego osiedla, którymi został zakryty – jakby na przekór ich uładzonej stylistyce. Jest kolorowy i otwarty dla nieskrępowanej wymiany twórczej różnych środowisk. To jedna z pierwszych warszawskich niepublicznych scen repertuarowych działająca nieprzerwanie od 1989 r. (na początku jako nieinstytucjonalna grupa teatralna). Z okazji jubileuszu życzmy mu następnych 30 (i trzech) lat obfitujących w ciekawe spektakle i wydarzenia artystyczne!

fot. proj. Jan Wawrynkiewicz


Źródło:

Stolica
Link do źródła

Autor:

Aleksandra Pieterwas

Data publikacji oryginału:

01.06.2023