EN

25.01.2021, 12:18 Wersja do druku

Burzliwe masek opadanie

"Kuchnia Caroline" Torbena Bettsa w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Współczesnym w Warszawie, pokaz online. Pisze Krzysztof Krzak na blogu KTO - Kulturalne To i Owo.

fot. Magda Hueckel

Teatr Współczesny w Warszawie, mimo zamknięcia spowodowanego pandemią, nie zapomina o widzach, udostępniając co jakiś czas on-line przedstawienia ze swego archiwalnego lub bieżącego repertuaru. Po „Tańcu albatrosa”, „Psim sercu” przyszedł czas na „Kuchnię Caroline”.

Caroline Mortimer, bohaterkę sztuki Torbena Bettsa wystawionego we Współczesnym w tłumaczeniu Małgorzaty Semil i w reżyserii Jarosława Tumidajskiego poznajemy podczas próby przed nagraniem kolejnego odcinka jej programu kulinarnego, cieszącego się ogromną oglądalnością, podobnie jak książki autorstwa Caroline, które rozchodzą się jak świeże bułeczki. Kiedy jednak gasną światła reflektorów i ekipa telewizyjna opuszcza dom gwiazdy, jej świat zmienia się całkowicie. Ona sama okazuje się osoba niezwykle egocentryczną, dbającą o swój wizerunek. Głowę Caroline zaprząta sprawa zdjęć przedstawiających ją w niekorzystnym świetle. Ma bowiem kulinarna celebrytka problem z alkoholem, a ściślej mówiąc z jego nadużywaniem. Musi też starać się o to, by nie wyszedł na jaw jej romans z młodszym, żonatym i dzieciatym mężczyzną, stolarzem Greamem (Szymon Mysłakowski), w czym nie przeszkadza jej głęboka religijność – może ta wiara też jest pozorowana. Jest tak skoncentrowana na sobie, że nie wie, co kto do niej mówi, a przyjazd jej syna, który właśnie z wyróżnieniem ukończył studia na uniwersytecie w Cambridge. Ba, nie może nawet przypomnieć sobie, jaki kierunek studiów Leo ukończył. Chłopak nie może się przebić do świadomości matki ze swoimi problemami, gdyż cały czas tkwi ona w świecie swoich problemów. Wypowiadane przez nią kwestie bynajmniej nie są konwersacją z synem. „Czy ty mnie słuchasz?” – pyta rozpaczliwie kilkukrotnie Leo. Caroline to kolejna dobra rola Moniki Krzywkowskiej, choć chciałoby się zobaczyć tę aktorkę we wcieleniu odmiennym od tradycyjnego emploi: atrakcyjnej, zaradnej kobiety w średnim wieku. Nie lepiej jest w przypadku ojca. Mike to zapalony golfista, dla którego nagła śmierć znajomego na golfie przesłania przyjazd powrót jedynaka do domu po skończeniu studiów. Poza tym to hipochondryk, nie godzący się z nadchodzącą starością. Miał kiedyś skok w bok z młodszą od swej żony kobietą, trochę wciąż go to uwiera i pragnie przebaczenia Caroline. Prawdziwym jednak dramatem okaże się dla mężczyzny fakt, iż przez wiele lat był oszukiwany przez małżonkę w przynajmniej dwóch obszarach. Scena, gdy Mike reaguje w swoisty sposób na prawdę dotyczącą potomka, należy do najzabawniejszych w spektaklu i jest popisem charakterystycznego talentu Andrzeja Zielińskiego. Rzeczona prawda nie dotyczy bynajmniej tylko planów Lea wyjazdu do Syrii, gdzie jako wolontariusz zajmowałby się pomocą uchodźcom. Konrad Szymański (obecnie etatowy aktor stołecznego Teatru Dramatycznego) zagrał młodego Mortimera w sposób wywołujący sympatię i wzruszenie, gdy rozpaczliwie domaga się bliskości i zainteresowania ze strony rodziców. Natomiast stereotypowe w sposobie poruszania się i mówienia pokazanie przez aktora swojego bohatera powoduje, iż zasadnicza „tajemnica” młodzieńca jest dość jasna nawet dla średnio uważnego widza. 

fot. Magda Hueckel

Ale nie tylko Mortimerowie mają swoje tajemnice skrywane pod maskami pozorów. Choćby taka Amanda, asystentka Caroline, uwikłana w romans z żonatym mężczyzną, który bynajmniej nie ma zamiaru zostawić dla niej zony i trojga dzieci. Ta przebojowa dziewczyna desperacko poszukuje bratniej duszy (dostawia się nawet do Greama, nieświadoma, iż staje się w ten sposób rywalką swej chlebodawczyni) i twierdzi, że dzień śmierci jej matki był najszczęśliwszym dniem w życiu Amandy, choć prawda jest zgoła inna. Rola asystentki gwiazdy programów kulinarnych to ze wszech miar udany debiut teatralny Vanessy Aleksander, znanej z serialu „Wojenne dziewczyny” i filmu „Sala samobójców. Hejter”. Najciekawszą w mojej ocenie postacią w „Kuchni Caroline” jest Sally, żony kochanka tytułowej bohaterki i matka jego dwojga dzieci. Jej pojawienie się jest realną zapowiedzią mającego nastąpić dramatycznego finału historii i doskonale współgra z nadciągającą nad dom Mortimerów burzą, nie tylko tą atmosferyczną. Katarzyna Dąbrowska jako niezrównoważona psychicznie, zdecydowana na wszystko, by pomścić swoje odtrącenie przez męża jest tak przekonująca, że aż wywołująca prawdziwy lęk oglądającego. Świetna rola Dąbrowskiej!

Przedstawienie Jarosława Tumidajskiego ma wyjątkowo długą ekspozycję. Postacie niby  mówią do siebie, ale trudno tu mówić o porozumieniu, czy choćby o rozmowie. Chodzi głównie o ukrycie prawdziwych intencji, uczuć i emocji. Może też o odwleczenie w czasie nieuchronnej tragedii, która musi się zdarzyć. Dodatkowo z nastrojem panującym w domu Mortimerów i w duszach bohaterów kontrastuje wyraźnie scenografia zbudowana przez Katarzynę Sobańską i Marcela Sławińskiego, a utrzymana w ciepłych pastelowych barwach z przeszklonymi drzwiami prowadzącymi do kwitnącego ogrodu. Niestety, to jedyny idylliczny element w „Kuchni Caroline” w warszawskim Teatrze Współczesnym.

Tytuł oryginalny

Burzliwe masek opadanie - "Kuchnia Caroline" on - line z Teatru Współczesnego w Warszawie

Źródło:

KTO - Kulturalne To i Owo
Link do źródła

Autor:

Krzysztof Krzak

Data publikacji oryginału:

25.01.2021