EN

15.05.2024, 08:12 Wersja do druku

Bułhakow XXI wieku

„Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa w reż. Łukasza Czuja w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Pisze Anita Nowak.

fot. Wojtek Szabelski/mat. teatru

Malownicze zdjęcia intrygującej postaci, demonicznego pazia z orszaku Wolanda, w którą na scenie ciekawie wciela się Matylda Podfilipska, nieprzypadkowo tkwią na okładce i przewijają się na kilku jeszcze stronach programu do toruńskiej inscenizacji „Mistrza i Małgorzaty” w reżyserii Łukasza Czuja. Mimo że to trzecioplanowa postać, jej symbolika jest znacząca dla wymowy całości.  Nosi ona bowiem imię kojarzonego z chaosem i złem potwora z Księgi Hioba, który zaistniał w Biblii by uzasadniać potęgę Boga. Na scenie wszechobecność Behemota z pozoru lekceważona przez wszystkich, ma przypominać o nieustającej obecności stwórcy w każdym momencie i w każdym zakątku wszechświata.

Kiedy unosi się kurtyna, widowni ukazuje się korytarz pociągu z usytuowanymi  po obu jego stronach przedziałami. Metafora podróżowania w czasie i przestrzeni, jak wynika z tekstu, aż w pięciu wymiarach. A Łukasz Czuj w bardzo naturalny sposób przenosi bohaterów z jednej rzeczywistości w drugą. Różne płaszczyzny wydarzeń niepostrzeżenie przenikają się nawzajem, łącząc poprzez podobne problemy. Dlatego postaci funkcjonujące przed dwoma tysiącami lat, przeistaczają się we współczesne i odwrotnie.

Dawne Jeruzalem i dwudziestowieczna Moskwa zdają się na siebie nakładać. Bo osobowości ludzkie przez dwa tysiące lat nie uległy zmianom. Okrucieństwo, niesprawiedliwość, zbrodnie, przekupstwo, korupcja są wpisane w naturę człowieka. I zdaniem Bułhakowa odpowie on za nie po śmierci w postaci wiecznych wyrzutów sumienia. I to właśnie jest piekło.

Wielki atut spektaklu stanowi grający na żywo, usytuowany w głębi zespół muzyczny Igora Nowickiego. Rock i metal idealnie przystają tu do diabelskich klimatów wielu scen. Z kolei delikatne, wytłumione sola na trąbce i na gitarze basowej znakomicie akcentują sytuacje liryczne. Ważnym elementem budowania przestrzeni muzycznej II aktu jest dynamika, a dominujące forte i fortissimo, szczególnie wstrząsająco rozchodzą się wokoło w momentach, kiedy muzycy podkreślają tragedię wojny. Bardzo dramatycznie instrumenty rozbrzmiewają jako podkład do tekstu piosenki „Kaniec filma” Michała Chludzińskiego. Te głębie, zarówno muzyczna Igora Nowickiego, jak i wizualna Michała Urbana, budują immersyjną, niczym w grach komputerowych przestrzeń, wchłaniającą widza teatralnego do wnętrza przedstawianego świata.

fot. Wojtek Szabelski/mat. teatru

Wspierają doznawane w niej wrażenia fantastyczne wręcz wizualizacje Mai Szerel. Multimediom właśnie zawdzięcza przedstawienie jedną z najbardziej wstrząsających scen jaką jest wizualizacja wybuchu bombowego  i wyłaniający się z ognia obraz matki pochylonej nad martwym  dzieckiem.

Ale w spektaklu jest też wiele niesamowitych scen aktorskich. Gros najpiękniej i najbardziej wartościowo artystycznie pokazanych widzowie zawdzięczają Julii Szczepańskiej, która jest Małgorzatą absolutnie niezwykłą. Jedna z nich to scena nakładania na ciało diabelskiego kremu, podczas której to czynności Szczepańska wygłasza własnego autorstwa monolog. Przepięknie poetycki bunt przeciwko uciskowi kobiet, przeciwko uciskowi człowieka w ogóle, przeciwko reżimowi, wtrącaniu się polityki do intymnego życia jednostek, a wszystko wspaniale zagrane w oparach dymnych świec, przy dźwiękach ostrej, podkreślającej gniew i bunt muzyki.

Druga niezwykła scena to bal u Wolanda, na którym zamiast wykwintnych gości pojawiają się jakby zmartwychwstałe, kalekie postaci poległych żołnierzy, przypominające manekiny jakby z twórczości Szajny czy Kantora rodem. Ich taniec znakomicie przygotowany przez Jarosława Stańka we wspaniale zaprojektowanych przez Michała Urbana kostiumach i maskach zachwyca i przeraża jednocześnie. Niezwykle wiarygodnie są tu przez Julię Szczepańską pokazane najpierw zdumienie i lęk Małgorzaty, a potem malujący się na twarzy jej postaci bunt przeciwko okrucieństwu świata.

Wspaniała jest zwłaszcza ostatnia scena Małgorzaty z Mistrzem. Oboje są absolutnie doskonali w wyrażaniu mimiką ogromu siły łączącej ich  tragicznej miłości. Chociaż Paweł Tchórzelski pojawia się na scenie tylko dwa razy, jego Mistrz już samą obecnością wręcz elektryzuje publiczność. Zarówno Szczepańska, jak i Tchórzelski tworzą w tym spektaklu naprawdę wielkie kreacje.

Bardzo ciekawie prezentują się także Michał Darewski jako Woland, Igor Tajchman jako Korowiow oraz Maciej Raniszewski w rolach- Iwana Bezdomnego i Mateusza Lewity. Nie po raz pierwszy na tej scenie wokalnie zachwyca Ada Dec.
To bardzo nowoczesne przedstawienie, dalekie od wielu dotychczas przeze mnie oglądanych na różnych scenach inscenizacji „Mistrza i Małgorzaty”.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Anita Nowak