EN

5.02.2025, 15:09 Wersja do druku

Bóg milczy

„Goście Wieczerzy Pańskiej” Ingmara Bergmana w reż. Tomasza Fryzeła w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Karolina Gołębiewska.

fot. Klaudyna Schubert

"Widzisz puste miejsce po czymś" – tym zdaniem postanowili przywitać mnie twórczynie i twórcy spektaklu Goście Wieczerzy Pańskiej w reżyserii Tomasza Fryzeła w Nowym Teatrze. Teraz mogłabym zapełnić to miejsce aktorami wchodzącymi na scenę, ale ustąpię je Ingmarowi Bergmanowi, szwedzkiemu reżyserowi. Bergman przyszedł na świat w 1918 r., z którego odszedł 89 lat później. Reżyser filmów takich jak Persona, Jesienna Sonata czy Goście Wieczerzy Pańskiej, który to film został zaadaptowany przez Piotra Fronia. W pamięci odbiorców Bergman zapisał się jako scenarzysta, producent oraz reżyser nie tylko filmowy, ale i teatralny. Zanim jednak świat usłyszał jego nazwisko artysta wychowywał się w rodzinie luterańskiego pastora, co odbiło się echem w jego twórczości. Sam jednak porzucił wiarę w wieku ośmiu lat, po czym nie przestawał eksplorować jej spuścizny. Zanim jednak oddałam rękę twórczyniom i twórcom spektaklu, postanowiłam oddać ją Bergmanowi, który zaprowadził mnie na modlitwę eucharystyczną w protestanckim zborze. Gdzie zaś zaprosił mnie Fryzeł i w jakim miejscu się ze mną rozstał? Zanim jednak przyszedł czas na rozstanie, nadszedł czas pojednania. Czy było to pojednanie człowieka z Bogiem? Może było to przymierze ludzi zawarte między sobą? Czy ono w ogóle miało miejsce, czy stało się tylko i wyłącznie słowem pustym jak protestancki zbór? W przeciągu kilku minut przestrzeń sprowadzona do białej ściany wypełnia się okręgiem światła.

Po nastaniu światłości cztery postacie gromadzą się na nabożeństwie, gdzie każda z nich zajmuje kąt sceny i wtedy spostrzegam, że wraz z nimi uczestniczę w modlitwie powszechnej, której przewodniczy pastor Tomas Ericsson (Mariusz Bonaszewski). Po modlitwie następuje spożycie ciała i krwi Chrystusa, co usprawiedliwia zastosowanie światła, którego kształt przywodzi na myśl hostię. Przestrzeń w spektaklu jest kreowana nie poprzez scenografię sensu stricto, ale poprzez słowo i światło, co nie pozostaje bez znaczenia w kontekście opowiadanej historii. W religiach protestanckich to Słowo Boże ma największe znaczenie i stanowi niejakie axis mundi nabożeństwa, skąd wynika oszczędność scenografii w adaptacji filmu Bergmana. Zarówno pisane, jak i mówione słowa budują przestrzeń pojawiając się na ścianie za postaciami w sposób cykliczny. Kiedy światło zostaje skierowane na pastora, w tle widoczne jest zdanie "Duchowny, który nie wierzy”. Przytoczone stwierdzenie wytwarza asocjacje pomiędzy postacią pastora a Apostołem Tomaszem, których zespala ze sobą biblijne „niedowiarstwo”. Św. Tomasz Apostoł nie był bezpośrednim świadkiem zmartwychwstania Chrystusa, dlatego nie wierzył pozostałym uczniom, którzy mu o tym donieśli. Pozbawiony wiary uczeń Jezusa postawił zatem warunek, że uwierzy w zmartwychwstanie swojego Mistrza, jeśli dotknie Jego ran. Podobną, lecz nieidentyczną postawę przybiera pastor Ericsson, który nie wyraża potrzeby spotkania z Panem inaczej, niż wskazany Apostoł. Kres biblijnej asocjacji kładzie niemy narrator, jakim są napisy, który informuje mnie następująco: "Widzisz Algota". Algot (Wojciech Kalarus) to kościelny cierpiący na reumatyzm, który siedząc na poręczy opowiada o swoich cierpieniach. Mówi również o męce Jezusa w Ewangelii, którą czyta usiłując zwalczyć bezsenność, z którą się zmaga. Jednakże dostrzega rozbieżność między cierpieniami własnymi a cierpieniami Zbawiciela, którego męka miała miejsce przed i po ukrzyżowaniu, a nie – jak może się wydawać – podczas Drogi Krzyżowej. Męka ta wynikła z osamotnienia Chrystusa, począwszy od zdradzenia Go przez Judasza, skończywszy na słowach "Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?"[1] skierowanych do Ojca po ukrzyżowaniu Syna Człowieczego. W czasie swojego monologu Algot porusza się na fragmencie ołtarza przypominającym masywny balkon. Tutaj minimalistyczna scenografia ukazuje swoją wielkość przynosząc na myśl równoważnię, która służy postaci do eksterioryzowania wewnętrznego rozdarcia. Kiedy aktor lub aktorka przystępuje do wygłoszenia swojej kwestii reszta obsady – dosłownie i w przenośni – pozostaje w cieniu, z którego wychodzi Jonas Persson (Marek Kalita) przychodząc do pastora z potrzebą rozmowy. Opowiada kapłanowi, że czyta o ludziach wychowanych w nienawiści. Z filmu poddanego adaptacji dowiadujemy się, że mężczyzna przeczytał o codzienności w Chinach, które grożą światu wojną nuklearną. Na wieść o tym bohater doświadcza kryzysu wiary niczym Tomas, który kapłańskim powołaniem chciał zadowolić swoich rodziców. Pastora oczekującego na powrót Jonasa odwiedza Marta Lundberg (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik), o której obecności przypominają słowa "Widzisz Martę". Kobieta jest młodzieńczą miłością Tomasa, do którego nie przestaje żywić romantycznych uczuć. W swoim monologu, zaczerpniętym przez twórców z filmowego źródła, Marta mówi o egzemie, na którą cierpiała w swojej nastoletniości. Choroba doprowadziła do rozpadu znajomości dziewczyny z Tomasem i do zanegowania Boga. W wieku dojrzałym kobieta odzyskuje wiarę myśląc, że Wszechmogący wyznaczył jej opiekę nad pastorem. Wiejska nauczycielka kończy swój monolog chwilę przed ponownym przyjściem Jonasa, który zwierza się duchownemu z poczucia bezsensu istnienia, a na koniec popełnia samobójstwo. O śmierci bohatera jedynie słyszymy z jego ust, co stanowi o narracji i dramaturgii spektaklu. Akcję, jak i przestrzeń wytwarzają słowa, a wraz z nimi bohaterowie będący narratorami własnych historii, którzy przepowiadają osobom widzowskim swoją przeszłość i przyszłość. Teraźniejszość zaś jest konstytuowana poprzez fizyczną obecność aktorki i aktorów, o czym świadczy wymowny gest odejścia Marka Kality, kiedy odgrywana przez niego postać Jonasa odchodzi z ziemskiego padołu. W narracji po jaką w spektaklu sięgnął Froń bohaterowie opowiadają o sobie nawzajem. To z ust Marty dowiadujemy się o tym, co widzi ona, a czego nie widzi publiczność, podczas gdy Bonaszewski nerwowo przestępuje z nogi na nogę. Hajewska-Krzysztofik w tym samym czasie obrazuje Tomasa siedzącego przy biurku jak z krucyfiksem za plecami ogląda zdjęcia zmarłej żony. Dwoje bohaterów powraca do kościoła, gdzie wita ich Algot, a Tomas kondensuje mszę świętą zdaniem "I znowu zacznę" stanowiącym o perpetuum mobile jego życia, czyli o funkcji pastora, którą będzie pełnił do końca swoich dni.

fot. Klaudyna Schubert

Podobnie jak Tomas powraca do kościoła, tak w spektaklu powraca stwierdzenie "Bóg milczy" – czy aby na pewno? Pytanie to wydaje się być niezwykle godne uwagi w kontekście dzisiejszej kondycji Kościoła w Polsce, który coraz mniej cieszy się poważaniem – czy pozostaje to na korzyść nawiązania relacji między sferą profanum i sacrum? Ten pytajnik, jak i wiele innych stawiają przede mną autorki i autorzy spektaklu. Sam reżyser w rozmowie z Piotrem Gruszczyńskim zreasumował pracę nad adaptacją tymi słowami: "Zdaliśmy sobie sprawę, że to wcale nie jest opowieść bardzo mocno umocowana w latach sześćdziesiątych o milczącym Bogu"[2]. Słowa reżysera zdają się usprawiedliwiać postawione uprzednio znaki zapytania o istnieniu Boga, nad tym na ile jest On obecny w życiu społeczeństwa, jeśli w ogóle jest obecny, albo być może na ile ludzie są obecni przy Nim – jeśli tacy są. Czyja zatem obecność wypełnia życie postaci albo czyjej obecności w nim brakuje? W moim odczuciu adaptacja Fronia bardziej opowiada o poczuciu opuszczenia jakie postacie dzielą z Bogiem. Opuszczony przez Ojca czuł się Chrystus, opuszczona przez Boga czuła się Marta, Tomas natomiast czuł się opuszczony zarówno przez Niego, jak i przez zmarłą żonę. Jonas nie znalazł oparcia ani w Bogu, ani w drugim człowieku. Owo poczucie opuszczenia unaoczniają scenografia (Anna Oramus) i światło (Klaudyna Schubert). Zazwyczaj tylko jedna aktorka lub jeden aktor znajdują się w bieli światła, kiedy reszta obsady przebywa w ciemności z dala od siebie. Sprowadzona do białego tła scenografia uzmysławia bezradność ludzi wobec własnej kondycji i absolutu. Absolutu, którego postacie poszukują lub przestały szukać, a który trwa na przekór ich odejściu i zawsze pozostaje czysty pomimo dominanty ciemności. Kto zatem jest niesłyszalnym narratorem ludzkich historii? Przecież “Bóg milczy", a jednak pozostaje w ludzkiej pamięci. Goście Wieczerzy Pańskiej są spektaklem równie milczącym, który mimo rozciągającej się ciszy prowadzi dialog z osobami widzowskimi, wiodąc je za oczy w hipnotyzującej ciszy i w tempie równym filmowi Ingmara Bergmana. Obecność na spektaklu w reżyserii Tomasza Fryzeła jest doświadczeniem obowiązkowym dla ludzi spragnionych bliskości oraz potrzebujących się zatrzymać i zamilknąć jak milczy Bóg w pustym miejscu pozostawiony.

1. «Eli, Eli, lema sabachthani?» (Mt 27, 46)

2. Tomasz Fryzeł OSOBY DRAMATU: Goście Wieczerzy Pańskiej https://youtu.be/Yv__aFDzWbQ , Nowy Teatr, dostęp z dnia 03.02.2025 r.

Bibliografia:

https://www.biblijni.pl/Mt,27,45-50

https://youtu.be/Yv__aFDzWbQ

***

Karolina Gołębiewska – studentka I roku licencjatu Wiedzy o Teatrze na Akademii Teatralnej w Warszawie, osoba aktorska w spektaklu “Ciało. Pamiętnik” w Nowym Teatrze, laureatka konkursów poetyckich i recytatorskich, m.in. II. Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego w Stylu Norwidowskim “Człowiek” oraz I. Konkursu Recytatorskiego “Słowem Rymkiewicz!”.

Źródło:

Materiał nadesłany