W tragedii Dei Loher "Nad czarnym jeziorem" bohaterowie przeżyli już katastrofę. Teraz są skazani na dalsze życie. Syzyfowa praca pamięci to piekło, z którego nie ma ucieczki - po premierze spektaklu w reżyserii Wojtka Klemma w Deutsches Theater w Getyndze pisze tok w Braunschweiger Zeitung.
Dea Loher uważana jest za najważniejszą niemieckojęzyczną współczesną dramatopisarkę. W zeszłą sobotę Wojtek Klemm pokazał jej najnowszą sztukę "Nad czarnym jeziorem" w Deutsches Theater w Getyndze. Kurtyna z blachy falistej podnosi się i odsłania widok na scenografię, która nie jest scenografią. Płaski podest sięgający daleko w głąb sceny, cztery ratanowe krzesła, napis, tyle wystarczy. Absolutnie otwarte, zużyte i surowe - takie jest pierwsze wrażenie, i takie pozostanie aż do końca. Czwórka aktorów błądzi jak swobodne neutrony, nie ma w tym żadnego porządku. Kiedy dzieci umierają przed rodzicami, zakłócony zostaje boski porządek. Kiedy dzieci robią to dobrowolnie, zniszczeniu ulega również porządek ludzki. W tragedii Dei Loher "Nad czarnym jeziorem" bohaterowie przeżyli już katastrofę. Teraz są skazani na dalsze życie. Syzyfowa praca pamięci to piekło, z którego nie ma ucieczki, taki jest wniosek z finału przedstawienia Wojtka