„Manon” Julesa Masseneta z Litewskiego Narodowego Teatru Opery i Baletu w Wilnie na XXX Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Barbara Mielcarek-Krzyżanowska.
W zasadzie nie ma znaczenia, czy wielebny Antoine-François Prévost, pisząc ostatni z tomów siedmioczęściowych Wspomnień pewnego szlachcica, miał świadomość, że tytułowa bohaterka powieści Manon Lescaut stanie się uosobieniem das Ewig-Weibliche – wiecznej, absolutnej kobiecości… Choć w odniesieniu do tej kategorii sięga się najczęściej po dzieło późniejsze, na trwałe wpisane do historii kultury – Fausta Johanna Wolfganga von Goethego, to już z kart powieści Prévosta wyłania się postać kobiety niepokojącej, tajemniczej, przepełnionej miłością, której nawrócenie sublimuje kończącą libertyńskie życie śmierć (epoka dusznej atmosfery dworskiej miała dopiero nadejść).
Postać nieustannie przeobrażającej się Manon, rozdartej między miłością a fortuną, przyciągała uwagę wielu kompozytorów, poza Massenetem wątek ten podjęli także Jacques Halévy, Daniel Auber i Giacomo Puccini. Manon Julesa Masseneta jest manipulantką, intrygantką, przypomina bohaterki znane już ze scen operowych – kurtyzanę Violettę Valéry (Traviata Giuseppe Verdiego) czy Carmen – obiekt pożądania (Carmen Georges’a Bizeta). Z jednej strony jest przebiegła, z drugiej – emocjonalnie niedojrzała. Jednakże bez względu na pobudki, jakimi się kieruje, udaje jej się wspiąć na szczyt, by ostatecznie, za pozorne zwycięstwo zapłacić najwyżsżą cenę.
Jules Massenet wieńczy epokę liryzmu w XIX-wiecznej operze francuskiej, proponuje hybrydę scen zakrawających o sentymentalizm charakterystycznych dla opéra lyrique z pełnymi rozmachu tableaux rodem z monumentalnej grand opéra, śpiew kantylenowy zderza z ekspresyjnymi liniami wokalnymi oraz tekstem mówionym (to z kolei właściwość opéra comique), fragmenty solowe i duety przeciwstawia rozbudowanym scenom zespołowym, a próbując muzycznie uwiarygodnić akcję (powieść rozgrywa się bowiem w czasach Ludwika XV) narrację dobarwia stylizowanymi tańcami dworskimi.
Artyści i realizatorzy Litewskiego Narodowego Teatru Opery i Baletu w Wilnie, którzy w ramach XXX Bydgoskiego Festiwalu Operowego zaprezentowali 25 kwietnia 2024 Manon Masseneta nie podążają jednak wiernie za wskazówkami zawartymi w libretcie. Reżyser spektaklu, a zarazem projektant wysmakowanych kostiumów – Vincent Boussard akcję opery zdecydował się przenieść do Paryża lat osiemdziesiątych XIX wieku, którego symbolem nie była jeszcze Wieża Eiffla. Zdecydował także o maksymalnym zredukowaniu scenografii (Vincent Lemaire – brawa za niezwykłą panoramę stolicy Francji!!!), by grając jedynie symbolem i światłem (Levas Kleinas) skupić uwagę widzów na muzyce i przeżyciach bohaterów. Przyznać należy, że była to decyzja słuszna, tym bardziej, że wykonanie dzieła było pierwszorzędne (kierownictwo muzyczne – Cyryl Diederich, dyrygował Ričardas Šumila).
Zarówno soliści (Manon Lescaut – Viktorija Miškūnaitė, kawaler des Grieux – Mickael Spadaccini, Lescaut – Eugenijus Chrebtovas, Pousett – Ugnė Matukaitytė, Javotte – Austėja Zinkevičiūtė, Rosette – Evelina Volodkovič, hrabia des Grieux – Liudas Norvaišas, Guillot de Morfontaine – Mindaugas Jankauskas, de Bretigny - Jonas Sakalauskas, właściciel hotelu – Arūnas Malikėnas), chór przygotowany przez Česlovasa Radžiūnasa, jak i orkiestra doskonale współtworzyli atmosferę kolejnych scen. Trudno wyróżniać któregokolwiek ze śpiewaków, gdyż poziom artystyczny był naprawdę wyrównany, dodam tylko, że bodaj najbardziej odpowiedzialną rolę wykreowała Viktorija Miškūnaitė, która niemal nie schodziła ze sceny, odsłaniając kolejno odcienie charakteru odgrywanej postaci, od wiejskiego naiwnego dziewczątka przez kochankę, intrygantkę, uwodzicielkę na skruszonej, nawróconej, dojrzałej kobiecie skończywszy. Nie tylko czarowała głosem, ale realizując metaforyczne balansowanie pomiędzy dobrem i złem, a biorąc pod uwagę realia epoki, w jakiej powstawała powieść Prévosta – manewrowanie na krawędzi życia i śmierci, skoczyła z wysokości pięciu metrów zapowiadając niejako ostateczny upadek w finale dzieła.
Choć widzowi XXI wieku niełatwo skupić się na niemal 180-minutowym spektaklu (rozdzielanym dodatkowo dwoma antraktami), przeżyć wyśpiewaną sentymentalną tęsknotę za wiejskim domkiem ukrytym w środku lasu (ale to zarzut kierowany do librecisty i kompozytora), realizatorzy uczynili wszystko, by podać widzom muzyczną i aktorską ucztę na miarę jubileuszowej odsłony Festiwalu.