Środa
Gigantyczna krowa o osiemnastu wymionach i rogach afrykańskiego bawołu – jedna z kuriozalnych gwiazd rozrywkowego programu Kolej na was komercyjnej stacji Centro Spacjale Televisio – zaryczy w nagle zapadłych w studiu egipskich ciemnościach, budząc na widowni salwy rechotu. I wtedy też, moment po krowiej arii, skulony w tej samej ciemności na środku sceny Fred szepnie do drżącej przy jego ramieniu Ginger: „Jesteśmy duchami, które przychodzą z ciemności i w ciemność odchodzą”. Ale to później, dużo później. Na razie film Federica Felliniego Ginger i Fred dopiero się zaczął. Chwilę temu Ginger, a naprawdę Amelia Bonetti, przybyła do Rzymu, aby pierwszy raz od zamierzchłych czasów młodości – kiedy to z Fredem, czyli Pippo Botticellą, jako włoskie echo legendarnej stepującej pary Ameryki, Ginger Rogers i Freda Astaire’a, byli gwiazdami świata variété – znów zatańczyć z Fredem. Zatańczyć akurat w odpustowo tandetnym telewizyjnym show, pełnym najkuriozalniejszych dziwadeł ludzkich i zwierzęcych, lecz cóż to szkodzi. Oni przecież zatańczą, zastepują w istocie po to, by przypomnieć sobie, by zgnieść czas, by znów było, jak wtedy, by się powtórzyło, by na chwilę wrócić... Gaża marna – 800 000 lirów na głowę. Dla nich jednak to jest coś. W końcu on od lat ociera się o los kloszarda, sprzedaje po domach lichą encyklopedię, by móc dziennie choćby tylko kolację wypić. A ona? Wdowa, babcia, ma tyci sklepik z mydłem i powidłem w doskonale nieistotnym miastku Włoch. To wszystko. Czas był dla Ginger o tyle łagodniejszy, że nie torturuje jej od świtu do nocy, jak Freda, bezlitosny ciemny kaszel palacza o oczach wiecznie załzawionych i wiecznie trzeszczącej wątrobie. I nocami nie rozsadza jej gardła chrapanie, co zdolne jest kruszyć na piach tynki sufitów. Teraz na peronie stacji Termini przejęła Ginger sekretarka show Kolej na was. I oto w czas świąteczny, bożonarodzeniowy, wraz z kilkoma ludzkimi dziwadłami jadą tandetnym busem przez Wieczne Miasto do hotelu. Fred dotrze późniejszym pociągiem. Na desce rozdzielczej busa miniaturowy telewizor i w nim naraz – Dante. Dante – w reklamie... Wtedy stopuję starą, wieczną opowieść Felliniego, obchodzącą w tym roku jubileusz 35-lecia powstania, i kolejny raz puszczam właściwie nową opowieść Ewy Lipskiej Droga pani Schubert...