EN

18.11.2021, 12:28 Wersja do druku

A Salieri wciąż swoje...

"Amadeusz" Petera Shaffera w reż. Norberta Rakowskiego w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Pisze Paweł Kluszczyński na blogu I jestem spełniony.

fot. Jeremi Asaszow

„Amadeusz” z Teatru Miejskiego w Gliwicach to spektakl poświęcony postaci Wolfganga Amadeusza Mozarta. Trzon opowieści stanowi retrospekcja kompozytora Antonio Salieriego, który ostatnie chwile życia spędza w szpitalu psychiatrycznym. Odchodząc, przenosi się w świat wspomnień, kiedy namiętnie uprzykrzał życie zdolniejszemu od siebie. Forma spektaklu, wybrana przez reżysera Norberta Rakowskiego okazała się bardzo statyczna. Przypomina granitowy pomnik, w złym znaczeniu tego skojarzenia. Ciągle towarzyszący głos narratora, który nie należy do porywających, powoduje, że akcja przedstawienia staje się nudną gadaniną frustrata. Nieumiejącego w dodatku docenić geniuszu.  

Początek zapowiada się intrygująco. Scenę zasłania tajemnicza drewniana ściana z wybitą, jak po wybuchu dziurą, zza której wyziera obłąkańcze spojrzenie starca. Okazuje się, że to Salierii (Błażej Wójcik). Z tego miejsca zaczyna spowiedź, nie owija w bawełnę, w końcu nie ma już nic do stracenia. Snuje tę opowieść powoli, na niskich rejestrach emocji i w jednym tempie, aż po ostatnią scenę. Przez co bardzo szybko nudzi. Przenosi się na ówczesny dwór cesarza Austrii Józefa II, pokazuje zwyczaje tam panujące, nie zawsze sprawiedliwe konwenanse i roszady pomiędzy stronnikami władcy. Wszystko jest bardzo sztywne, aktorzy zwykle zasiadają w równym rzędzie krzeseł, wypowiadają się z przesadną starannością, nic nie zaskakuje. Może to zabieg celowy Rakowskiego, mający jeszcze bardziej uwypuklić osobę Mozarta (Mateusz Trzmiel) na tle reszty. Niestety nawet aktorstwo najwyższej klasy nie jest w stanie rozbić sztywnej ściany. Na scenie panuje zastój. Wszyscy są śmiertelnie poważni, sztywni, niczym wyciągnięci z epokowych malowideł i postawieniu na dekach gliwickiej sceny. 

fot. Jeremi Astaszow

Wspomniany Mateusz Trzmiel to odpowiednia osoba na właściwym miejscu. Jego Mozart jest infantylny, bezpruderyjny i sprośny, odbiegający od powszechnych wyobrażeń wizerunku klasyka wiedeńskiego. Jego bohater jest pełnokrwisty, wręcz przerysowany, co idealnie oddaje charakter dużego dziecka, które nie chce lub nie umie zderzyć się z rzeczywistością. Pozostaje do ostatnich chwil życia niedojrzały, nieświadomy konsekwencji decyzji przeważających o życiu i śmierci. Nie wolno też zapomnieć o Karolinie Oldze Burek, czyli Konstancji Weber, żonie kompozytora. Jest to drugi kolorowy ptak tego spektaklu. Podobnie do męża ceni sobie życie, szczególnie dostatnie. Mimo to stąpa już mocniej na nogach, prowadząc i tak ubogi rodzinny budżet nie poddaje się, nawet za cenę dobrego imienia. 

 

Powodem, dla którego niewątpliwie warto zobaczyć „Amadeusza” w Gliwicach, są kostiumy Krystiana Szymczaka. Łączą w sobie znamiona epoki, ale i współczesne trendy z wybiegów najmodniejszych projektantów. Bardzo to przyjemny dla oka element spektaklu. Oczywiście i muzyka Mozarta, która odtwarzana z dużą siłą czaruje ten niedoskonały świat. Kto jak nie on potrafił zamknąć w kilku strofach tyle piękna? 

 

Peter Shaffer

"Amadeusz"
Tłumaczenie: Bogumił Trelkowski
reżyseria: Norbert Rakowski

Teatr Miejski w Gliwicach, premiera 17 czerwca 2021 

występują: Karolina Olga Burek, Anna Maria Moś, Katarzyna Wysłucha, Przemysław Chojęta, Rafał Domagała, Mariusz Galilejczyk, Cezary Jabłoński, Łukasz Kucharzewski, Maciej Piasny, Krzysztof Prałat, Mirosław Rakowski, Kornel Sadowski, Mateusz Trzmiel, Błażej Wójcik

 

Paweł Kluszczyński – rzemieślnik kultury, z wykształcenia technolog chemik, z pasji autor recenzji, felietonów, dramatów, poezji, bajek, bloga ijestemspelniony.pl; zawodowo od zawsze związany z teatrem, finalista VII Edycji Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego dla młodych krytyków teatralnych, współpracuje z Nową Siłą Krytyczną.

Tytuł oryginalny

A Salieri wciąż swoje...

Źródło:

Materiał nadesłany

Link do źródła