WARTO wreszcie powiedzieć, o co tu chodzi naprawdę. Odżywająca raz po raz wysoce teoretyczna "pyskówka" zwolenników powieści uscenicznionych z zaciekłymi pogromcami adaptatorstwa "jako takiego" jest jałowa i księżycowa dopóty, dopóki nie opuszcza grząskiego gruntu kategorii czysto literackich. Można o nich filozofować dowoli, bez pokrycia, nieszkodliwie i nieskończenie. Oponenci mijają się w pustce martwych uogólnień, walą w siebie na oślep kulami z papieru i właściwie - sub specie aeternitatis - każdy jest mocny: na zmianę, raz ten, raz tamten. Chodzi bowiem nie o dystynkcje teoretyczno-literackie, lecz o teatr, o żywą twórczość teatru. Dla teatru zasię przekład powieści na scenę jest pracą zasadniczo odmienną od interpretacji "gotowego" utworu dramatycznego, "Przekład" - to chyba nawet za słabe określenie. Powieść może być dla teatru jedynie masą tworzywa, z której winien wyrastać scenariusz dramatyczny jako konstrukcja samoistna; nie u
Tytuł oryginalny
3 razy Zbrodnia i kara
Źródło:
Materiał nadesłany