Cuda się zdarzają w teatrze wyobraźni - pisze w felietonie dla e-teatru Paweł Sztarbowski
Jerzy Koenig rzucił kiedyś na zajęciach z moim rokiem, że gdyby miał raz jeszcze rozpoczynać swoje życie zawodowe, związałby je z teatrem radiowym, bo tylko tam jest możliwa kreacja pełnego świata z wyobraźni. Wtedy wydawało mi się to jedynie jego kolejnym kpiarstwem, formą podpuszczenia studentów, jakich było pełno na jego konwersatoriach. No bo oto siedział przed nami człowiek zawodowo spełniony jako krytyk, pisarz teatralny, wykładowca, dyrektor i redaktor pracujący w wielu prestiżowych instytucjach. Dla nas ogromny autorytet. I tenże człowiek wyraził tęsknotę do czegoś, co nam wydawało się dość anachroniczne, niegustowne i czego ewentualnie słuchały nasze babcie po niedzielnej mszy. Co pewnie w ogóle za bardzo nie wydawało nam się wtedy teatrem, mimo że w Polsce jego historia sięga 1925 roku (nadano wtedy "Warszawiankę" Stanisława Wyspiańskiego). Co prawda na polskim gruncie nie było precedensu takiego jak "Wojna światów" w reżyserii