To był dla Jacka Wójcickiego niezwykle pracowity wieczór; nie tylko wyśpiewał repertuar składający się na pełen recital, ale i sam sobie wręczał prezenty. Benefis był to nietypowy, zorganizowany w przeddzień 49. urodzin, a i rocznice artystyczne były nieokrągłe; włącznie z tą związaną z przybyciem aktora do Piwnicy pod Baranami - relacjonuje Wacław w Krupiński w Dzienniku Polskim.
To był dla Jacka Wójcickiego niezwykle pracowity wieczór; nie tylko wyśpiewał repertuar składający się na pełen recital, ale i sam sobie wręczał prezenty. Benefis był to nietypowy, zorganizowany w przeddzień 49. urodzin, a i rocznice artystyczne były nieokrągłe; włącznie z tą związaną z przybyciem aktora do Piwnicy pod Baranami. I właśnie grono piwniczan pomogło mu ów benefis przygotować - z Markiem Pacułą na czele, który z wielkim wdziękiem ożywiał swój scenariusz jako prowadzący spotkanie, w czym wspierał go Jakub Kosiniak. Ale naturalnie postacią numer 1 wieczoru był Jacek Wójcicki, śpiewający nie tylko solo i w duetach, i nawet nie tylko za siebie, ale i za chorego Zbigniewa Wodeckiego. Do tego dochodziły nagrania sprzed lat - z chóru chłopięcego Filharmonii Krakowskiej, z filmu "Ostatni dzwonek", jak i z kabaretu Piotra Skrzyneckiego. Wybrał na ten wieczór aktor ze swego repertuaru dawne piosenki nie tylko piwniczne, włoskie prz