- Pomnik Mickiewicza kojarzy mi się nie tylko z tym konkretnym wydarzeniem, ze zdjęciem z afisza "Dziadów", ale ze wszystkim, co widział potem. Z tej wysokości mógł objąć wzrokiem i usłyszeć masę rzeczy, które się wydarzyły w lutym, marcu - mówi Krzyszof Wodiczko, rzeźbiarz, artysta multimedialny mieszkający od lat w USA, który przygotowuje projekcję multimedialną poświęconą "Dziadom'68".
Rozmowa z Krzyszofem Wodiczką, rzeźbiarzem, artystą multimedialnym mieszkającym od lat w USA. Agnieszka Kowalska: Był pan 30 stycznia 1968 r. na ostatnim spektaklu "Dziadów" w Teatrze Narodowym? Krzysztof Wodiczko: Nie, nie byłem. Ale był pan świadomy tego, co się dzieje? - Jak najbardziej, nie tylko świadomy, ale i zaangażowany. Już w 1957 r. jako licealista byłem pałowany przed budynkiem KC. W 1968 r. kończyłem studia na Wydziale Projektowania Przemysłowego ASP. Zbierałem materiały do pracy dyplomowej na Politechnice, Uniwersytecie i cały czas byłem w kontakcie z kolegami. Spotykaliśmy się w Dziekance, porozumiewaliśmy się też przez uczelnianą radiostację. Atmosfera wrzała. Dlatego pomnik Mickiewicza kojarzy mi się nie tylko z tym konkretnym wydarzeniem, ze zdjęciem z afisza "Dziadów", ale ze wszystkim, co widział potem. Z tej wysokości mógł objąć wzrokiem i usłyszeć masę rzeczy, które się wydarzyły w lutym, marcu.