W piątek [12 marca] premiera nowej realizacji operowej Mariusza Trelińskiego - "Andrea Chénier" Umberta Giordano
Jolanta Brózda: Po raz pierwszy reżyseruje Pan operę tak bliską historii. Akcja "Andrea Chénier" Umberta Giordano dzieje się w czasach rewolucji francuskiej, tytułowy bohater istniał naprawdę. Czy to Panu nie przeszkadzało w kontekście Pańskich deklaracji przeciwko doraźności i polityce w sztuce? Mariusz Treliński: Niedawno dostałem mailem reklamę żyletek ze zdjęciem zarośniętego Saddama Husajna przed goleniem i zdjęcie Luciana Pavarottiego po. Z jednej strony mamy groźną rzeczywistość, a z drugiej - niewinną twarz śpiewaka. Opera kojarzona jest z tą drugą stroną, ze światem uładzonym. Jednak ja przy każdej nowej realizacji staram się doświadczyć czegoś nowego. Z premedytacją wybrałem więc operę, która dotyka rzeczywistości. Dlaczego "Andrea Chénier"? - Bo to historia o idealizmie w dobie terroru. Opowiedzenie jej dziś, kiedy słowo "idealizm" budzi śmiech, wydało mi się intrygującą pokusą. Zafascynowało mnie, dlaczego lud