- Kiedy dziecko płacze w ciemnym pokoju, strach jest ponad jego siły. Żeby go przezwyciężyć, potrzebuje osób bliskich. To dorośli powinni być empatyczni. Moja sztuka to apel do nich, żeby się ogarnęli - mówi Małgorzata Sikorska-Miszczuk, autorka "Motyla", który będzie miał premierę w sobotę we Wrocławskim Teatrze Lalek. Rozmowa z Magdą Piekarską w Gazecie Wyborczej-Wrocław.
Magda Piekarska: Czego się pani bała jako pięcioletnia dziewczynka? Małgorzata Sikorska-Miszczuk: Rodziców. Dlaczego? - Bałam się ich gniewu, reakcji, kryteriów, według których mnie oceniali. To była największa obawa. A zasypiania w ciemnym pokoju? Tego boi się Rutka, bohaterka "Motyla". - Czułam lęk przed ciemnością, ale byłam dość odważną dziewczynką. Mieszkałam z rodzicami na Ochocie, przy parku Szczęśliwickim, to były dzikie tereny, właściwie koniec Warszawy. Chodziliśmy po tych chaszczach bandami, pamiętałam, jak włamałam się z jednym kolegą na fermę norek, żeby je uwolnić. Ostatecznie nam się to nie udało, ale nie bałam się - byłam wtedy takim łobuzem, chłopczycą. Strach przed ciemnością, izolacją towarzyszy chyba wszystkim dzieciom. Kiedy zaczynałam pisać "Motyla", usłyszałam u sąsiadów płacz dziecka w środku nocy. I był to płacz ewidentnie związany z oddzieleniem od rodziców. To bardzo trudne słuchać