EN

3.12.2016 Wersja do druku

Miałem zaszczyt być obdarzonym przez Adama przyjaźnią

Teatr Hanuszkiewicza to był do końca - teatr dziecka. Teatr niebojący się łamania stereotypów. Teatr szukania w tekście tego, czego inni do tej pory nie zauważali lub zauważyć nie chcieli. Staramy się z Magdą Cwenówną ogarnąć Adama archiwum, uratować nagrane na VHS próby i premiery. Mam nadzieję, że lada chwila uda się uruchomić poświęconą Mistrzowi stronę internetową. To dziś dużo ważniejsze od albumu, bo ma szansę dotrzeć do wszystkich zainteresowanych. Z Andrzejem Golimontem, byłym radnym m.st. Warszawy, przyjacielem Adama Hanuszkiewicza, w piatą rocznicę jego śmierci rozmawia Rafał Dajbor.

Proszę na początek powiedzieć, jakiego rodzaju więzy łączyły Pana z Adamem Hanuszkiewiczem? - To się nazywa "zacząć rozmowę z grubej rury" albo jak kto woli "zapędzić rozmówcę do narożnika" (śmiech). Nigdy nie próbowałem zdefiniować tego, co łączyło (i łączy) mnie z Adamem Hanuszkiewiczem. Mistrz był osobą tak niecodzienną, że żadne z powszechnie funkcjonujących określeń nie byłoby w stanie Go zdefiniować. Dokładnie tak samo działo się z jego relacjami z ludźmi. Mógłbym powiedzieć, że miałem zaszczyt być obdarzonym przez Adama przyjaźnią - i to byłaby prawda - choć wielu osobom przyjaźń dwojga ludzi, których różni prawie pół wieku w metryce nie mieści się w głowie. Na czym ta przyjaźń polegała? Była to przyjaźń Mistrza i ucznia? Czy raczej coś na wzór rodzinnych relacji ojcowsko-synowskich? - Mógłbym powiedzieć, że łączyły nas relacje ojcowsko-synowskie, z wszystkimi kłopotami, które się z tym wią�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał własny

materiał nadesłany

Data:

03.12.2016