"Ucho, gardło, nóż" w reż. Krystyny Jandy Teatru Polonia z Warszawy gościnnie w Poznaniu. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Mogłoby się wydawać, że wszystko się w piątek sprzysięgło przeciwko temu przedstawieniu. Ale Tonka Babić Krystyny Jandy i tak powiedziała to, co miała do powiedzenia. A publiczność jej wysłuchała. I - mam nadzieję - zapamięta. Najpierw nie włączył się telewizor, który bohaterka spektaklu nieustannie ogląda, więc aktorka musiała udawać, że na ekranie widać cokolwiek. Potem jakiś upiorny fotograf z uporem maniaka trzaskał zdjęcia z fleszem, więc aktorka-Tonka (w jednym) kilkakrotnie go upominała. Wreszcie pękła z hukiem żarówka w teatralnym reflektorze. A do tego na widowni było koszmarnie zimno i widzowie po przerwie siedzieli na spektaklu w płaszczach. Ale to wszystko nie ma znaczenia. Żadnego. Bo Tonka Jandy niezależnie od wszystkich tych przeciwności nie dała się zagłuszyć, wyłączyć, nie dała sobie przerwać. A największa siła spektaklu to jej monolog. Monolog-słowotok: najsilniejsza babska broń, która może doprowadzić