"Młody Frankenstein" Mela Brooksa i Thomasa Meehana w reż. Jacka Bończyka w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.
Przedstawienie "Młodego Frankensteina" to jeden wielki, smakowity żart, imponujący realizacją na każdym poziomie inscenizacji. Nawet w początkach drugiej części, gdy libretto Mela Brooksa i Thomasa Meehana wyraźnie rozłazi się w szwach, a akcja zwalnia, reżyser Jacek Bończyk i chorzowskie zespoły (aktorzy, tancerze, chórzyści i muzycy) wypełniają tę lukę własną inwencją i brawurowym wykonaniem. Inna rzecz, że zdarza się to tylko raz, bo Brooks i Meehan to fachowcy, znają reguły gatunku i wiedzą jak uwodzić publiczność. Oryginał "Młodego Frankensteina" zaleca się zresztą nie tylko pastiszowym charakterem opowieści, dowcipnie odwracającej klisze klasycznego horroru. Także wpadającą w ucho muzyką, w której pobrzmiewają echa znanych musicali, motywy bałkańskie (wszak jesteśmy w Transylwanii), niby operowe arie, dobry, stary swing, czy co tam jeszcze. Muzyczny koktajl stanowi idealne podłoże do zabawy słowem i żonglowania utartymi schematam