EN

14.09.2015 Wersja do druku

Radiowy komiks

Komiks radiowy jako kategoria ma właściwe życie przed sobą. O ile w adaptacjach radiowych jest już formalnym signum temporis, o tyle w tekstach oryginalnych dopiero raczkuje, o ile w ogóle jest uświadomione - pisze Janusz Łastowiecki.

Ostatnio przypominałem sobie serial Janickiego i Mularczyka. W jednym z odcinków "Domu" żona dozorcy, pani Popiołkowa wychodzi na podwórze i woła: "Matysiaki już się zaczęli!". Wszyscy szturmem do domów. Wszystkie mieszkania w moment stawały się popaździernikowymi (1956), odwilżowymi teatrzykami. Złote czasy radia. Dziś nie do pomyślenia taki powrót. Słuchamy w aucie, w zakładowej przerwie, w łazience, podczas biegania. Odbiornik, wokół którego posadzić można było całą rodzinę zastępują słuchawki, poprzez które od zbiorowisk uciekamy. Płynność zastępuje zrywanie. Stajemy się słuchaczami migawkowymi, zdolnymi w każdej chwili do zrzucenia słuchawek w połowie wypowiadanego w nich zdania. Stajemy się uczestnikami komiksu pod radiowym napięciem. W słynnym powiedzeniu dziad mówił do obrazu, a obraz ani razu. W nowym rozdaniu obraz może zacząć mówić. I to głosem śmietanki polskiego aktorstwa. Zastanawiam się coraz bardziej, czy za kilka

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Radiowy komiks czyli gondola Aschenbacha i popijanie Wermuta w wersji audio

Źródło:

Materiał własny

Materiał nadesłany

Autor:

Janusz Łastowiecki

Data:

14.09.2015