- Gdyby dybuk wstąpił w dziewczynę w dzisiejszej Warszawie, rozwiązanie byłoby proste, niewymagające żadnych obrzędów: opętanej zostałaby postawiona diagnoza - psychoza. Leczenie - zamknięte psychiatryczne, leki - mówi Maja Kleczewska przed premierą w Teatrze Żydowskim.
Maja Kleczewska (reżyserka) i Łukasz Chotkowski (dramaturg) sięgają po tekst Szymona Anskiego "Dybuk". Premiera w piątek. ROZMOWA Z MAJĄ KLECZEWSKĄ I ŁUKASZEM CHOTKOWSKIM Izabela Szymańska: Byłam niedawno w Londynie i - przechodząc obok ortodoksyjnych rodzin żydowskich w Stoke Newington - pomyślałam z żalem, że w Warszawie taki widok już nie będzie możliwy, a był. Odwołujecie się w "Dybuku" do przedwojennej stolicy? Maja Kleczewska: Mieliśmy podobne wrażenie w żydowskiej dzielnicy w Nowym Jorku. Rozmawialiśmy wtedy o pamięci codziennej, bezpowrotnie utraconym świecie. Mówi się o nim przy okazji wyjątkowych momentów: rocznic, uroczystości. Ale nie wiemy, jak z tym światem utraconym żyć na co dzień. Jak nie wypierać ze świadomości obrazu przedwojennej Warszawy, a jednocześnie nie uprawiać martyrologii. Łukasz Chotkowski: Tamten świat przylgnął do dzisiejszej stolicy. Gramy z tym. W scenografii odwzorowaliśmy salę prób Teatru Żydowsk